środa, 30 stycznia 2013

Rozdział 21

Obudziłam się przytulona do...Harrego? Ej zaraz? Coś tu jest chyba nie tak. Gdzie Louis? I czemu do cholery tule się do Hazzy? Zabrałam rękę z Harrego i odsunęłam się.


Ja: Harry! Harry, obudź się!

Harry: Czego krzyczysz? Daj się wyspać człowiekowi!

Ja: Nie marudź tylko mi powiedz gdzie jest Louis.

Harry: Oj nie wiem. Mogę spać?

Ja: Ta, jasne.


Wstałam i związałam niesforne loki w luźnego koka. Wyszłam przed domek i znalazłam moją zgubę.


Ja: Tu jesteś.

Lou: O, moja księżniczka już wstała. Jak się spało?

Ja: Całkiem dobrze.

Lou: Szkoda tylko, że Harry się tak rozpycha.

Ja: Robimy śniadanko dla naszych śpiochów?

Lou: Jasne. Ja wszystko przyniosę, a ty obudź Nialla. Niech nam pomoże.

Ja: Z wielka przyjemnością.


Poszłam do domku, w którym spał Niall. Po drodze poszłam jeszcze po butelkę wody. Weszłam po cichu do domku Horana. Podeszłam do jego łóżka. Spał tak słodko, no ale muszę go obudzić. Odkreciłam butelkę i wylałam całą wodę na Horana drąc się przy tym "Wstawaj Niall". Woda wcale go nie ruszyła. Przykrył się tylko mocniej kołdrą i obrócił plecami do mnie.


Niall: Jeszcze 5 minut mamo!

Ja: Co to, to nie! Wstawaj, albo idę po kolejną butelkę wody.

Niall: Tak właściwie to możesz iść, bo strasznie chce mi się pić.

Ja: Chcesz wody, to będziesz ja miał.


Wyszłam z domku. Harry pomagał Louisowi przy śniadaniu.


Ja: Hazza, mogę cię pożyczyć na chwilkę?

Harry: No jasne. O co chodzi.

Ja: Nasz Horanek nie chce wstać i prosił mnie o wodę.

Harry: Chyba się domyślam o co ci chodzi i podoba mi się ten pomysł. Dobrze, że nasz Horanek umie pływać.


Poszłam z Harrym do domku Nialla. Ja chwyciłam Horana za ręce, a Harry za nogi i wynieśliśmy go na zewnątrz.


Niall: Ej co wy robicie? Puście mnie! Już wstałem!

Ja: Chciałeś wody, więc ją dostaniesz.

Niall: Nie! Błagam o litość! Caroline proszę!

Ja: Teraz już za późno. Trzeba było być miłym jak cię budziłam.

Harry: Marny twój los Horanku.


Weszliśmy na pomost, który sięgał wystarczająco daleko w głąb jeziora. Idealne miejsce na zrzucenie Nialla.


Ja: Chcesz coś jeszcze powiedzieć?

Niall: Przepraszam cię Caroline.

Ja: Nie ma sprawy. Nie gniewam się, ale i tak cię wrzucę.


I nasz Horanek z pluskiem wpadł do jeziora. Staliśmy z Harrym i patrzyliśmy w jezioro czekając aż Niall wypłynie i zacznie się na nas drzeć. Ej zaraz, chwila. Dlaczego on nie wypływa?


Ja: Harry! Dlaczego on nie wypływa?

Harry: Ja nie wiem.

Ja: Mówiłeś, że umie pływać!

Harry: Bo umie!

Ja: Cholera! Ale jestem głupia! Co ja zrobiłam! Może złapał go skurcz albo się o coś zahaczył. Harry! Boje się.


W tym momencie coś, a raczej ktoś złapał mnie za nogę. Zaczęłam krzyczeć i złapałam się Harrego.


Ja: Horan idioto! Przestraszyłeś mnie! Myślałam, że coś ci się stało.

Niall: Wiem, słyszałem wszystko. Jak wrzuciliście mnie do wody to popłynąłem pod pomost, wynóżyłem się i słuchałem was.

Ja: My tu umieramy z przerażenia, a ty bawisz sie w najlepsze?

Harry: Jesteś idiotą Niall.

Niall: Ale...

Ja: Ale i tak cię kochamy.

Harry: Wychodź już.

Niall: Już myślałem, że się obrazicie.

Lou: Śniadanie!


Niall wyskoczył z wody i pobiegł w stronę Louisa. No tak. Cały nasz Horanek. Wybuchnęliśmy śmiechem widząc Nialla pędzącego na śniadanie. Mało co się nie zabił przeskakując przez wystające korzenie drzew. Razem z loczkiem poszliśmy za nim. Wszyscy siedzieli już i jedli. Usiadłam obok Lou i zajęłam się jedzeniem. Po śniadaniu poszliśmy sie pakować. No cóż. Jutro szkoła. Hura, normalnie nie mogę się doczekać. No ale mam nadzieje, że do świąt szybko zleci. My do szkoły, a chłopcy i Perrie zaczynają prace. Po około godzinie wszystkie bagaże były juz w bagażnikach, a my staliśmy przy autach gotowi do wyjazdu. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na to piękne miejsce. Mam nadzieje, że jeszcze kiedys tu przyjedziemy. Wsiedliśmy do aut i ruszyliśmy do domu. Po godzinie byliśmy na miejscu. Najpierw pojechaliśmy do chłopaków, żeby zostawili swoje rzeczy, a później do nas. Otworzyłam drzwi mojego domu. Ledwo przekroczyłam próg, usłyszałam słodkie szczekanie mojego maleństwa. Przybiegła do mnie i wskoczyła mi na ręce.


Ja: Część maleńka. Tak strasznie tęskniłam.


Zaniosłam z Agata torby do naszych pokoi, a później zeszłyśmy na dół do salonu, gdzie siedziała reszta. Perrie rozmawiała ze swoją przyjaciółką Jade.


Ja: Mam nadzieje, ze Sweetie nie sprawiła ci kłopotów.

Jade: Nie. Jest cudowna i taka słodka.

Ja: Może zostaniesz z nami?

Jade: Bardzo bym chciała, ale nie mogę. Jestem juz umówiona.

Ja: No trudno. Wpadnij do nas kiedyś.

Jade: Bardzo chętnie.

Ja: Dziękuję ci za opiekę nad małą.

Jade: Nie ma sprawy. Polecam się na przyszłość.

Ja: Ok. Będę pamiętać.


Wszyscy pożegnaliśmy się z Jade. Jest naprawdę mila. Odprowadziłam ją do drzwi i jeszcze raz podziękowałam. Wróciłam do salonu.


Ja: Mamy cały dzień dla siebie. Co robimy?

Harry: Oglądnijmy jakiś film.

Lou: Żebyś mi później w nocy przychodził do łóżka? O nie.

Niall: Pójdźmy może na spacer i cos zjeść.

Zayn: Ty tylko o jedzeniu.

Agata: Ale z tym spacerem to dobry pomysł.

Li: Tak, a później możemy iść coś zjeść.

Perrie: I może skoczymy na jakieś małe zakupy.

Ja: Czyli ustalone.

Lou: Nie ma na co czekać.

Harry: Mogę ja wziąć Sweetie?

Ja: No dobra. Tylko bądź ostrożny.


Zamknęłam dom. Poszliśmy do pobliskiego parku. Ostatni dzień wakacji i taka piękna pogoda. W Londynie to się rzadko zdarza, ale mi pasuje. W parku każdy znalazł sobie zajęcie. Zayn i Perrie siedzieli razem na ławce, Agata i Liam też zajęli się sobą, Niall i Harry bawili się ze Sweetie, a ja i Lou usiedliśmy nad jeziorkiem.


Ja: Teraz dopiero się zacznie, prawda?

Lou: Tak. Ciągłe wywiady, koncerty, sesje i inne obowiązki. Będę miał dla ciebie tak mało czasu.

Ja: Damy rade. Zresztą ja mam szkołę, a ty zespół. Muszę chodzić do szkoły i się uczyć.

Lou: Każdą wolną chwilę chcę oddać tobie.

Ja: Ja również. Szczególnie, że nie wiemy jak dużo ich będzie.

Lou: Jak tylko będziesz wolna, będę zabierał cię na wywiady i sesje i koncerty i wszędzie, byle by być z tobą jak najdłużej.

Ja: Jeszcze nawet nie poszłam do szkoły, a już chcę święta.

Lou: Coś czuje, że te święta będą zupełnie inne niż te do tej pory.

Ja: Ja też mam taka nadzieje. Ale do świąt jeszcze daleko. Musimy poczekać.


Porozmawialiśmy jeszcze chwile na różne tematy. Po chwili przybiegła do nas Sweetie, a tuż za nią Niall i Hazza.


Ja: I jak się bawicie?

Harry: Super, tylko ona jest strasznie szybka.

Niall: I przez to ciągłe bieganie jesteśmy głodni.

Lou: Oni chyba maja racje.

Ja: Tak, najwyższy czas coś zjeść.


Poszliśmy po resztę i udaliśmy się do najbliższej knajpki. Usiedliśmy przy stoliku na dworze. Każdy złożył zamówienie, a ja dodatkowo poprosiłam o wodę dla Sweetie. Wyciągnęłam z torebki małą miskę i nalałam jej wody. Zjedliśmy i udaliśmy się do księgarni, ponieważ ja i Agata musiałyśmy kupić książki do szkoły. Było ich strasznie dużo no ale książki trzeba mieć. Kupiłyśmy jeszcze zeszyty i przybory, które będą nam potrzebne. Następnie poszliśmy do galerii. Razem z Agatą kupiłyśmy sobie torby do szkoły. Później jeszcze jakieś sukienki na rozpoczęcie i kilka ciuchów. Perrie również wykorzystała czas w galerii. Zakupy zeszły nam do wieczora i musieliśmy wracać. Pojechaliśmy do domu chłopców. Pogadalismy chwilę, ale później Perrie chciała wracać do domu, ja i Agata też, ale chłopcy tak długo prosili nas żebyśmy zostały, że w końcu się zgodziłyśmy. Była juz 20. Po długich namowach Harrego w końcu zgodziliśmy się na film, ale tylko pod warunkiem, że będzie to komedia. Z dziewczynami przygotowałyśmy kolację i jakieś przekąski. Film skończył sie o 22. Poszłyśmy z Agatą do pokojów naszych chłopaków. Było już późno, a od jutra szkoła. Szybko umyłam się i przygotowałam do spania. Ponieważ nie miałam nic na przebranie, założyłam koszulkę Lou. Po chwili do pokoju wszedł mój chłopak.


Ja: Dlaczego nie siedzisz z resztą?

Lou: Oglądają kolejny film, a ja chciałem posiedzieć chwilę z moją księżniczką.

Ja: To miłe z twojej strony, ale i tak za chwile muszę położyć spać. Podasz mi laptopa? Chce zobaczyć, o której jutro mamy rozpoczęcie.

Lou: Oczywiście.


Wzięłam laptopa od Louisa, który w tym czasie poszedl się wykąpać. Włączyłam stronę mojej szkoły i szukałam potrzebnych informacji. W końcu znalazłam, a Lou wyszedł z łazienki.


Lou: I jak? O której trzeba będzie jutro wstać?

Ja: Myślę, ze najwcześniej o 8. Rozpoczęcie mamy o 10.

Lou: No to ładnie was rozpieszczają.

Ja: Weź pod uwagę to, że większość osób podczas wakacji wstawała w okolicy 10.

Lou: No tak. Masz racje. Ślicznie wyglądasz w mojej koszulce w paski.

Ja: Dziękuję.

Lou: Ta chwile trzeba uwiecznić.


Wyciągnął telefon i zrobił nam zdjęcie. Oboje mieliśmy bluzki w paski.

Lou: Wejdź na twittera.


Zrobiłam to o co mnie prosił. Zobaczyłam nowy wpis Louisa. Było to nasze zdjęcie i podpis "Time to sleep with the best girl on the world". Po chwili zaczęły pojawiać się komentarze.

"Ślicznie razem wyglądacie"

"Paski!!!"

"Szczęścia życzę"

"Śliczna z was para"

Oczywiście nie zabrakło też miejsca dla hejterów. Niestety nie wszystkim przypadłam do gustu.

"Nie pasujesz do niego"

"On jest mój! MÓJ!!!"

"Suka! Nie jesteś jego warta!"

"Nienawidzę cię!"

"Dlaczego mu to robisz? Dlaczego go krzywdzisz"

" Psujesz go! Przez ciebie nie zwraca uwagi na fanów"

Takie komentarze bolą. Nie chce nikomu sprawiać przykrości, ale wszystkim nie dogodzę.


Lou: Jak one mogą pisać coś takiego? Jak mogą cię obrażać nie znając cię? Zaraz coś z tym zrobię.

Ja: Zostaw, tylko pogorszysz sytuację. Gdy zaczęliśmy chodzić byłam pewna, że prędzej czy później hejterzy dadzą o sobie znać. Byłam na to przygotowana. Każdy ma prawo wyrazić swoja opinie, a ja muszę ją przyjąć, ale nie brać jej do serca. Nie mogę płakać, skarżyć sie tobie i prosić, żebyś wyzywał fanki tylko dlatego, że mnie obraziły.

Lou: Trafił mi się anioł, a nie dziewczyna.

Pocałował mnie. Po chwili pojawiły się kolejne komentarze, które były odpowiedziami na hejty.

"Jak możecie pisać o Caroline takie rzeczy. Nie znacie jej. Ona naprawdę kocha Lou i na pewno nie odciąga go od fanów. Wręcz przeciwnie. Byłam z przyjaciółką na lotnisku, gdy chłopcy wrócili z trasy. Lou jest naszym ulubieńcem i bardzo zależało nam na jego autografie. Lou odszedł już od fanek i poszedl do Caroline. Ja i moja przyjaciółka nie poddałyśmy się. Krzyczalysmy, żeby do nas przyszli. Louis rozmawiał z Caroline i po jej namowie przyszedł do nas. Dał nam autografy i w czwórkę zrobiliśmy sobie zdjęcie. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu, a wszystko dzięki Caroline."

"Ja również nie rozumiem, jak można obrazić tak miłą osobę jak Caroline. Gdy chłopcy byli w trasie spotkałyśmy Caroline, Agatę i Perrie w kawiarni. Właśnie szłyśmy na pocztę wysłać list do chłopaków. Podeszłyśmy do dziewczyn i spytałyśmy czy mogłyby przekazać nasz list chłopcom. Caroline wzięła go i powiedziała, ze jak tylko chłopcy będą w domu to im to przekaże. W dzień powrotu chłopców z trasy dostałyśmy podziękowania na twitterze. W liście do nich podałyśmy nasze loginy i prośbę o follow back, którą chłopcy spełnili. Po kilku dniach dostałyśmy również list z podziękowaniami od chłopców oraz ich autografy. Chłopcy maja ogromne szczęście mając takie wspaniale dziewczyny."

"Przestańcie hejtowac Caroline! Nie znacie jej, a ja ją spotkalam i jest bardzo miła. Lou jest z nią szczęśliwy i jako fanki powinnyśmy się cieszyć jego szczęściem."

"Komentarze typu 'On jest mój' są zupełnie bez sensu, ponieważ on jest Caroline i są szczęśliwi razem, a wy pisząc, że jest wasz pokazujecie tylko, że macie ze doba jakiś problem, bo nigdy go nie poznacie. Caroline i Lou. Życzę wam dużo szczęścia i miłości i nie przejmujcie się tymi głupimi hejtami."

Ucieszyłam sie widząc, że są też osoby, które trzymają moja stronę, pomimo, że uniemożliwiłam im chodzenie z Louisem.


Ja: Jak widzisz nie wszyscy są hejterami. Nawet nie wiesz jak się cieszę, gdy widzę takie miłe komentarze.

Lou: Ja też się cieszę, że dużo osób nas zaakceptowało.

Ja: Już 23:30! Jak ten czas leci.


Odłożyłam laptopa na szafkę nocną, położyłam się, przytuliłam do Lou i przykryłam kołdrą.


Ja: Dobranoc kochanie.

Lou: Dobranoc księżniczko.


Pocałował mnie w policzek i zasnęliśmy.


__________________________________________________________________________________________


Nareszcie kolejny rozdział. Wybaczcie mi tak długą nieobecność, ale wena mnie opuściła na jakiś czas, a nie chciałam pisać na siłę. Teraz mam ferie, wiec postaram się częściej dodawać rozdziały. Komentujcie!!!

czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 20

~ Perspektywa Agaty ~


Obudziłam sie rano...naga, przykryta tylko cienką, satynową kołderką. Nie byłam ani w moim pokoju, ani w pokoju Liama, ani w domu moim i Karoliny, ani w domu chłopaków. Nie mialam pojęcia gdzie jestem. Obróciłam sie na drugi bok i zobaczyłam Liama, ktory był w samych bokserkach. Głowa mi pękała. Większość wczorajszego wieczoru pamiętam. Ostatnie wspomnienie? Tańczę i całuje sie z Liamem, coraz zachlanniej. Wybiegamy z sali, idziemy do pobliskiego hotelu. Na recepcji prosimy o klucz do jakiegoś pokoju i...i...wtedy urwal mi sie film. Chyba domyślam się co było dalej.


Ja: Liam! Liam, obudz się.

Li: Co sie stało?

Ja: Li...co ja tu...co my tu robimy...i...gdzie są nasze ubrania?

Li: Na podłodze. O tam.


Spojrzałam na stertę chaotycznie porozrzucanych ubrań. Po chwili Liam zerwał sie jak oparzony.


Li: Zaraz, czekaj...to ty nic nie pamiętasz?

Ja: No właśnie nie.

Li: Cholera!

Ja: Liam. Powiedz mi czy my...czy my...no wiesz...bo ja jestem goła, tymasz tylko bokserki...

Li: Tak! Jak możesz nie pamiętać! Przecież wygladalas na trzeźwą! Zachowywalas sie normalnie! Cholera!

Ja: Kurde...Li przepraszam cię, naprawdę...Nie sądziłam, ze...

Li: Nie masz mnie za co przepraszać. To ja jestem starszy i powinienem sie toba opiekować.

Ja: Kochanie, to nie twoja wina.

Li: Nie martw sie, zabezpieczyłem sie.

Ja: Wiesz co. Jak bym byla trzezwa to i tak bym to zrobiła. Szkoda tylko, ze nie pamiętam swojego pierwszego razu...

Li: Byłaś cudowna. Kocham cię.

Ja: Ja ciebie też wariacie...a teraz z łaski swojej podaj mi ubrania.


Liam poszedl po moje rzeczy, przyniósł mi je i zamknął nasze usta w gorącym pocałunku. Li wyszedł do drugiej łazienki. Usmiechnelam sie, wstałam i poszłam ubrać. Po kilku minutach byłam juz gotowa. Liam siedział na łóżku.


Ja: To co chyba bedziemy juz wracać?

Li: Taa. Pewnie sie o nas martwią.

Ja: Albo nawet nie zauważyli, ze nas nie ma.


Rozesmiani wyszliśmy z hotelu i złapaliśmy taxi. Po kilku minutach byliśmy w domu chłopaków. W wejściu zobaczyłam dwie torby. Wszyscy siedzieli na kanapie i zajadali sniadanie.


~ Perspektywa Karoliny ~


Z samego rana pojechałam z Lou spakowac siebie i Agatę. Po powrocie przygotowaliśmy dla wszystkich sniadanie. Gdy reszta wstała powiedzieliśmy im o naszym pomyśle z wyjazdem. Wszyscy byli zachwyceni. Nigdzie nie było Liama i Agaty. Domyslalismy sie gdzie sa i co robią. Siedzieliśmy na kanapie kończąc sniadanie i rozmawiając o wyjedzie i usłyszeliśmy trzask drzwi.


Harry: No proszę. Nasze golabeczki wróciły.

Li: Zabraliscie sie do domu, wiec musieliśmy spędzić noc w hotelu.

Niall: Taa...niezapomniana noc w hotelu.

Agata: Niall!

Niall: No co?

Zayn: A moze tak nie było..hmm?


Żadne z nich sie nie odezwało. Spojrzeli tylko na siebie i zarumienili sie.


Ja: Dobra. Jak chcecie to w kuchni są jeszcze gofry. Chodźcie wziąć jakies rzeczy. Za godzinę wyjeżdżamy. Ja, Lou i Agata jesteśmy spakowani. Ja i Louis zajmiemy sie jakimiś zakupami i jedzeniem. Domki są juz zarezerwowane. Widzimy sie za godzinę, z torbami przy drzwiach.

Li: Co? Jak to za godzinę?

Agata: Gdzie jedziemy?

Lou: Li. Po prostu weź jakies rzeczy na dzisiaj i jutro, a reszty dowiecie sie po drodze.


Wzięłam torebkę i pojechaliśmy z Lou na zakupy. Musieliśmy kupic jakies jedzenie i picie. Gdy kupiliśmy juz wszystko, pojechaliśmy jeszcze do jakiegoś nieznanego mi sklepu. Lou powiedział, żebym zaczekala w aucie, a on za chwile wróci. Zostałam w aucie. Po kilku minutach wrócił chowając coś do bagażnika. W milczeniu wsiadł do auta i wróciliśmy do domu. Nie chciał mi powiedzieć co kupił. Wszyscy byli juz spakowani i czekali na nas w salonie.


Lou: Gotowi?


Wszyscy pokiwali głowami i przybiegli do nas.


Lou: Ok. Jedziemy na dwa samochody. Ze mną i z Caroline pojedzie Nall i Harry. Li pojedziesz drugim autem z Agatą, Zaynem i Perrie?

Li: Jasne.

Ja: No to w drogę. Liam, tu masz adres.


Podałam mu kartke i poszłam z chłopakami do auta. Podróż minęła bardzo szybko. Nie można było sie nudzić z tą trójką idiotów. Ciągłe żarty Louisa, zboczone myśli Harrego i ciągłe burczenie w brzuchu Nialla doprowadzało mnie do łez. Dojechaliśmy na miejsce. Było tu piękniej niż widzieliśmy to na zdjęciach. Jeziorko, tuż przy nim 4 dwuosobowe domki, za nimi las, a tuż przy jeziorku specjalnie wydzielone miejsce na ognisko. Sweetie niestety musiała zostać. Przyjaciolka Perrie zgodziła sie nia zaopiekować do jutrzejszego wieczoru. Gdy sie "zameldowalismy" w swoich domkach powoli zaczynał zapadać zmrok. Chłopcy nosili i rąbali drewno, a ja i dziewczyny szykowalysmy jedzenie. Wszystko było juz przygotowane. Usiedliśmy nad jeziorkiem podziwiając piękny, jeszcze wakacyjny, zachód słońca. Harry rozpalił ognisko, Niall poszedl po gitarę, Zayn po koce, bo robili sie coraz zimniej, a Lou do auta pod pretekstem, ze czegoś zapomniał. Po chwili, gdy siedzieliśmy juz przykryci i kocami, a Niall brzdąkał coś na gitarze, przyszedł Lou chowając coś za plecami.


Lou: Pamiętałem o tym co mówiłaś o muzyce i jak bardzo ja kochasz. Obiecalas mi też, ze cosmi zagrasz. Nie można gra bez gitary, a nasz Horanek nigdy nie da nikomu do ręki swojej Lulu.

Ja: Dziekuje ci bardzo.

Niall: Pokaż co potrafisz.

Ja: Ale Lou też mi coś obiecał.

Lou: Co?

Ja: Że zaspiewacie dla mnie "Irresistible".

Lou: No dobrze. Niall, pamiętasz chwyty?

Niall: No jasne.

Lou: To jedziemy.


Horan zaczął grać. Chłopcy śpiewali, a ich głosy niosły sie echem po lesie. Ta piosenka była taka śliczna. Lou wszystko cudownie wymyślił. Melodia byla piękna, taka spokojna. Pojedyncze łzy pojawiły sie na moich policzkach, ale szybko je starlam. Gdy chłopcy skonczyli, bilysmy im brawo.


Harry: Teraz twoja kolej mała.

Ja: Ale ja nie wiem czy jeszcze coś pamiętam.

Niall: Tego sie nie pamięta. To sie czuje. No dawaj.


Wzięłam moja gitarę. Była bardzo leciutka. Przejechalam palcem po strunach. Miała śliczne brzmienie. Przypomniałam sobie chwyty do piosenki, zamknęłam oczy i zaczęłam grać, a po chwili również śpiewać. Wybrałam "Tears in heaven". Gdy skończyłam i otworzyłam oczy ujrzałam siedem par oczu wpatrzonych we mnie. Nikt nic nie mówił, nawet sie nie ruszali. Siedzieli tylko i gapili sie na mnie.


Agata: Moja dziewczynka wróciła.

Harry: O Louis. Ty masz anioła nie dziewczynę.

Li: Gdzieś ty sie chowała cały ten czas.

Niall: Ślicznie grasz i śpiewasz oczywiscie.

Zayn: Wow. Po prostu wow.

Perrie: Czemu sie nie chwalilas, ze tak ślicznie śpiewasz i grasz.

Lou: Jesteś moim aniołem. Od dzisiaj śpiewasz mi codziennie na dzien dobry i na dobranoc. Zrozumiano. Dlaczego ja nie wiedziałem wczesniej? Nie myślałaś nigdy o karierze muzycznej.

Ja: Przemknelo mi to kilka razy przez głowę, ale szybko odpedzalam od siebie te myśli.

Harry: Dlaczego?

Ja: Nie chce mieć ciągle tłumu fanów na głowie. Chce założyć rodzinę i w spokoju wychowywać dzieci i poświęcać im cały mój czas. No ale koniec tematu. Cieszę sie, ze sie podobało. Zaśpiewajmy coś razem.

Li: Co powiecie na "I'm yours"?

Niall: Juz sie robi.


Przespiewalismy cala noc. Co chwile śmialiśmy sie. Miałam cudowne wakacje. Jeszcze tylko jutro, a właściwie dzisiaj, i do szkoły. Ciekawe jak przyjmą mnie i Agatę. Mam nadzieje, ze w szkole nie bedzie za dużo szalonych Directioners, ktore będą chciały nas rozszarpac. Ostatnia piosenka, ostatnie pianki, ostatnie śmiechy. Zayn zgasił ognisko i każdy poszedl do swojego domku.


Ja: Dziękuję ci Lou za wspaniały dzien.

Lou: To ja ci dziękuję. To byl twój pomysl.

Ja: Gitara jest naprawdę śliczna i ma takie cudowne, czyste brzmienie. Nigdy nie mialam takiej gitary w rękach.

Lou: Lubię c id uszczęśliwiać. Kocham twój uśmiech. Kocham cię Caroline.

Ja: Ja ciebie też Lou.


Zaczęliśmy sie całować. Lou wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko. Ściągnęłam jego koszulkę. Byliśmy juz w samej bieliźnie. Usłyszeliśmy pukanie.


Lou: Cholera no! Kogo znowu niesie!

Ja: Oj nie denerwuj sie tak. Lepiej otwórz drzwi, bo ten ktos raczej sobie nie pójdzie.


Lou podszedł do drzwi w samych bokserkach, a ja przykrylam sie kołdra.


Lou: Harry, przysięgam, ze kiedys cię zamorduje!

Harry: Przepraszam, ale Niall mnie straszy i jeszcze te wszystkie filmy, ktore oglądaliśmy.

Ja: Harry, przecież sam je wybierales.

Harry: Ale wtedy siedziałem w ciepłym domku, a nie gdzieś w środku ciemnego lasu. I jeszcze Niallowi burczy w brzuchu. Boje sie.

Lou: Juz dobrze Harry. Jak coś to jesteśmy obok. Możesz spać spokojnie.

Harry: A mogę z wami?


Wymieniliśmy z Louisem zdziwione spojrzenia. Usmiechnelam sie i wzruszyłam ramionami. Ubralam szybko koszulkę Lou bo moja leżała gdzieś na podłodze.


Harry: Przepraszam, znowu wam przerwałem. To sie więcej nie powtórzy. Proszę wezcie mnie do siebie. Ten jeden, jedyny raz.

Ja: Oj no nie możemy go chyba wyrzucić.

Harry: Jeden, jedyny raz.

Lou: On no dobra, ale jak jeszcze raz do nas przyjdziesz kiedykolwiek, nie recze za siebie.

Harry: Dziekuje Lou. Jesteście kochani.


Harry wbiegl do domku mijając Louisa i wskoczył do łóżka przytulając sie do mnie.


Lou: Ej stary, nie pozwalaj sobie za dużo. Spisz przy ścianie.

Ja: Dobrze, ze są tu takie duże łóżka.

Harry: Ta. Chyba ktos projektował te domki z myślą o mnie.

Lou: Zamknij sie juz Hazza i śpij zanim zmienię zdanie.

Harry: Już śpię. Dobranoc.

Ja: Dobranoc. Słodkich snów.

Lou: Dobranoc.


Wtulilam sie w Louisa i w trójkę zasnelismy. Myślałam, ze w koncu nam sie uda, ale musimy chyba pojechać gdzieś bez Harrego.


________________________________________________________________________________________
________________________________________________________________________________________

Przepraszam, ze tak długo nie dodawalam, ale umieralam w łóżku i całymi dniami spalam. Poprawie sie. Obiecuje. KOMENTUJCIE!!!

środa, 16 stycznia 2013

Rozdział 19

~ 29 sierpnia ~


Obudziłam sie wtulona w Louisa. Podeszłam do okna i rozsunelam zasłony, żeby wpuscic jedne z ostatnich, wakacyjnych promieni słońca. Lou nadal spał. Kilka dni temu byłam na ostatnich badaniach i ściągnięciu gipsów. W tym samym dniu powiedzialam o wszystkim rodzicom. Tak wiem strasznie długo zwlekalam, ale nie chciałam ich martwic. Nie powiedzialam nic o zlamaniac. Wspomniałam tylko o kilku siniakach. Wakacje sie kończą. Dzisiaj są urodziny Liama. Czeka nas kolejna impreza. Będzie super. Juz wszystko jest przygotowane. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero 8. Postanowiłam zrobić wszystkim niespodziankę. Chcialam sie im zrewanzowac za to, ze tyle czasu mieli mnie, kaleke na glowie. Ubralam sie szybko, zwiazalam niesforne loki w luźnego koka i zeszłam na dół. Postanowiłam zrobić jakieś polskie danie. Stwierdziłam, ze będą to pierogi z serem. W ekspresowym tepie zagniotlam ciasto i przygotowałam ser. Właśnie zabiegalam sie za walkowanie, gdy poczułam cieple ręce namoich biodrach.


Lou: No proszę. Kto to widział tak wcześnie wstawać.

Ja: Chciałam wam zrobić niespodziankę, no ale sie obudziłeś.
Lou: Przepraszam. W ramach rekompensaty pomogę ci w tym...Tak właściwie to co robisz?

Ja: Pierogi z serem.

Lou: Pirogi?

Ja: Pie-ro-gi.


Nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy Lou starał sie za wszelką cenę poprawnie wymówić te "trudna" nazwę.


Lou: Nie śmiej sie ze mnie.

Ja: Oj przepraszam. Spróbuj jeszcze raz. Pie-ro-gi.

Lou: Pierogi! Tak?

Ja: No nareszcie. A teraz bierzmy sie do roboty.

Lou: Co mam robić?

Ja: Weź jakąś szklankę. Ja rozwałkuję ciasto, a ty bedziesz wykrawal kółka.


Szybkimi ruchami rozwalkowalam ciasto i dokładnie pokazałam Lou co ma robić. Gdy Louis wykrawal ja zajęłam sie nakładaniem sera i zlepiania. Później Tommo koniecznie chciał sie zamienić. Oczywiście musiałam mu na początku pomagać, ale z czasem szło mu bardzo dobrze. Po 9 pierogi były juz ugotowane i czekały w miskach na głodomorów. Po chwili ujrzeliśmy cala paczkę na schodach.
Niall: Co tak bosko pachnie?
Agata: A ja bardzo dobrze znam ten zapach.
Perrie: Co ciekawego wymysliliscie?
Lou: PIEROGI!!!

Zayn: Co takiego?

Agata: Taka potrawa z Polski.
Li: Pie co?

Lou: Pierogi. Pie-ro-gi.

Niall: Nie ważne jak to sie nazywa, ważniejsze jak smakuje.

Ja: Wiec zapraszam do stołu. Ale dostaniecie dopiero jak dobrze powiecie pierogi.

Niall: Ej! To nie fair! Głodny jestem!

Li: Ty zawsze jesteś głodny. A teraz poproszę te...

Agata: Pierogi.

Li: Pie...ro...gi. Pierogi. Poproszę pierogi.

Zayn: Pierogi!

Perrie: Pierogi!

Niall: Dajcie mi pierugi!

Ja: Co mam ci dać?

Niall: No Pirogi. Pierugi. Pirugi. Nie wiem to coś co tak pięknie pachnie!

Harry: Pierogi. P-I-E-R-O-G-I. Pierogi!

Niall: Kujon!
Ja: Spokojnie Niall. Nauczysz sie.

Lou: Powtarzaj za mną. Pie...

Niall: Pie...

Lou: Ro...

Niall: Ro...
Lou: Gi...

Niall: Gi...

Lou: Teraz całe. Pie-ro-gi. Pierogi.
Niall: PIEROGI!!!

Ja: No proszę. Dla głodnego nic trudnego.

Wszyscy za poprawna wymowę dostali swoja porcje. Chyba muszę częściej robić polskie dania. Fajnie było popatrzeć jak mecza sie z wymową. Następnym razem wymyślę coś trudniejszego.


Ja: I jak smakują wam pierwsze pierogi w życiu?

Lou: Są przepyszne kochanie.

Li: Tak. Agata musisz mi zrobić kiedys cala miche.

Agata: Z ogromna przyjemnością.

Perrie: Z tego co widze po Zaynie to chyba będziecie musiały nauczyć mnie jak sie je robi.

Harry: Ja tez chce sie nauczyć!

Zayn: Na prawdę są pyszne!

Niall: Mogę jeszcze troche pierogi?

Ja: Mówi sie trochę pierogów, ale nis bede cię juz dzisiaj męczyć polską gramatyką. Proszę bardzo.

Niall: Dziekuje.


Po zjedzeniu 3 ogromnych misek pierogów. Wszyscy rozsiedli sie na kanapie przed telewizorem. Ja, Agata i Lou pojechaliśmy do miasta sprawdzić jak idą przygotowania urodzinowe dla Liama. Sala była juz przygotowana, a dekoratorzy zawieszali ostatnie ozdoby. Następna w kolejce była cukiernia. Tort miał być gotowy do odebrania na 23, tak żeby o 24 Liam zdmuchnal świeczki. Ostatni przystanek, odebranie prezentów. Wszystko załatwione. Po 12 byliśmy w domu. Prezenty ładnie opakowane zostały w bagażniku. Weszliśmy do domu. Wszyscy dalej siedzieli na kanapie. Impreza miala sie zacząć o 17 wiec nikt sie nie spieszył. O 15 miały przyjechać siostry Liama. Mieliśmy jeszcze bardzo dużo czasu. Poszlam na gore wyprasowac swoja sukienkę i strój Lou. Pobawilam sie chwilę ze Sweetie i zeszłam na dół.


Harry: Zdazylas akurat na film.

Niall: Są jeszcze pierogi?

Ja: Niall. Sam zjadłeś prawie dwie miski!
Niall: No wiem ale były takie pyszne.

Ja: Na twoje specjalne życzenie mogę zrobić jutro na obiad.

Niall: Dziekuje ci! Kochana jesteś!

Lou: Ta. Kochana i zajęta.

Niall: No przecież wiem.

Zayn: Ciszej bo sie zaczyna.

Tak. Dzień bez filmu to dzien stracony. Kolejne godziny minęły nam na oglądaniu. Hazza oczywiscie wziął jakiś horror. Sam sobie biedak zaszkodził. W najstraszniejszym momencie do drzwi zadzwonił dzwonek. Harry podskoczył, wskoczył Niallowi na kolana i piszczal jak mala dziewczynka. Wszyscy patrzyli na siebie z przerażeniem. Tylko Zayn, Lou i Liam siedzieli niewzruszeni. Lou spojrzał na zegarek.


Lou: Jest 15.

Li: To pewnie Ruth i Nicole.

Harry: Proszę nie otwieraj tych drzwi!

Ja: Harry. Spokojnie to tylko siostry Liama.


Li otworzył drzwi i przywitał sie z siostrami. Zaprosił je do salonu.


Li: Poznajcie moje siostry, Ruth i Nicole. Dziewczyny, chłopaków i Perrie juz znacie, wiec ta z Lou to Caroline, jego dziewczyna, a ta druga znacie ze zdjęć i moich opowieści.

Ruth: A tak. Agata.

Nicole: Milo cię w końcu poznac.

Agata: Mi też jest bardzo milo.

Ja: Cześć. Siadajcie.

Harry: Film sie właśnie rozkręca.


Po skończonym filmie spojrzałam na zegarek.


Ja: Jeju juz 16!

Agata: Szybko bo zaraz nie zdążymy!

Wszyscy pobiegli na gore. Jak dobrze, ze chłopcy mieli 5 łazienek. Liam wiedział o imprezie, ale tylko tyle, ze bedzie. Agata zajęła sie wszystkim, oczywiscie z nasza pomocą. Umylam sie,  ubrałam i wpuscilam Lou do łazienki. Gdy wyszedł poszłam wysuszyć włosy i zrobić makijaż. Zostawiłam włosy w ich naturalnym stanie, czyli kręcone i nanosilam ostatnie poprawki. Poprawiłam jeszcze koszule Lou i juz. Byliśmy gotowi. Zeszliśmy na dół. Byli juz wszyscy oprócz Zayna i Perrie. Wiadomo dlaczego.


Perrie: Zayn no chodź juz. Ślicznie wyglądasz.

Zayn: Poczekaj jeszcze tylko trochę żelu.

Perrie: Nie Zayn. Nie mamy czasu!

Zayn: A schowasz mi żel i grzebień do torebki? Proszę!
Perrie: Dawaj mi to i chodź. Wszyscy juz czekają!
Zayn: Kocham cię!

Perrie: Ja ciebie też wariacie.


Wszyscy wygladali na prawdę ślicznie. Podzieliliśmy sie na dwa auta i pojechalismy na salę. Przed budynkiem było słychać juz głośną muzykę. Na sali było ze dwa razy więcej osób niż na moich urodzinach. Nic dziwnego. Przynajmniej Li wszystkich znal, nie to co ja. Liam wszedł na podest i przywitał sie ze wszystkimi. Każdy dostał kieliszek szampana. Zaśpiewaliśmy Liamowi Happy Birthday i wypiliśmy szampana. Każdy podchodził do solenizanta, składał mu życzenia i dawał prezent. Później zabawa rozkręciła sie na całego. Przy koncu sali stal stół z jedzeniem, od którego praktycznie w ogóle nie odchodził Nialler. Po 2 godzinach kilka osób było totalnie zalanych. Chłopcy nie jednokrotnie byli proszeni o zaśpiewanie piosenki co robili z wielka przyjemnością. Widać, ze to sprawia im przyjemność, ze na prawdę to kochają. Wtedy przypomniałam sobie jak wazna była muzyka w moim życiu. To było to co najbardziej łączyło mnie z Agata. Obie kochalysmy śpiewać. W tym momencie obiecałam sobie, ze wrócę do muzyki. Przed 24 chłopcy zaśpiewali kolejna piosenkę, a pozniej na znak Harrego wszyscy ponownie zaśpiewali Happy Birthday, a na sale wjechał ogromny tort. Liam złapał Agatę za rękę, popatrzył jej głęboko w oczy, pocalowal namiętnie i zdmuchnal świeczki. Po zjedzeniu tortu wszyscy wrócili do zabawy. Taniec, alkohol, taniec, alkohol i tak w kolko. Zrobiło mi sie duszno. Wyszłam na balkon, a zaraz za mną Lou. Staliśmy tak wtuleni w siebie.


Lou: Jutro, a właściwie juz dzisiaj przedostatni dzien wakacji.
Ja: I znowu szkoła.

Lou: Może wyskoczymy gdzieś uczcić te ostatnie dni?

Ja: Pojedzmy gdzieś cala paczką. Gdzieś do jakiś domków, najlepiej nad jezioro.

Lou: Cudowny pomysl. Ognisko, kiełbaski...

Ja: Śpiewy i gitara oczywiscie.

Lou: Umiesz grać?

Ja: No pewnie. To znaczy dawno nie grałam, ale myślę, ze coś pamiętam.

Lou: Juz sie nie mogę doczekać.


Zaczęliśmy sie całować. Hmm...deja vu z moich urodzin? Ciekawe kto tym razem nam przeszkodzi. Zaraz gdy o tym pomyślałam usłyszeliśmy huk błyskawicy i po chwili pierwsze krople deszczu leciały na nasze twarze. Zaczęliśmy sie śmiać. Lou wziął mnie na ręce i zaczął kręcić. Postawił mnie i calowalismy sie dalej. Po chwili rozpadało sie na dobre. Wbieglismy do środka cali mokrzy, ciągle sie śmiejąc. Szukaliśmy przez chwile Liama albo Agaty, ale nigdzie nie mogliśmy ich znaleźć. Nikt nie wiedział gdzie byli. Znaleźliśmy Ruth i Nicole.


Ja: Nie widziałyście moze Liama albo Agaty?

Ruth: Niestety nie. My również ich szukamy.

Nicole: Planowalysmy juz wracać bo jest późno, a do Wolverhampton daleka droga.

Lou: My też bedziemy juz wracać bo Sweetie została sama, a juz po 3. Możecie jechać z nami. Powiedziałem juz Perrie i chłopakom, ze my sie zbieramy.

Ruth: To jedziemy z wami.

Poszliśmy do auta Lou i wróciliśmy do domu. Pożegnaliśmy sie z Ruth i Nicole, ktore wróciły do Wolverhampton, pomimo naszych próśb, żeby zostały i pojechały jutro. Sweetie bardzo ucieszyła sie na nasz widok. Oboje byliśmy padnieci. Poszliśmy do dwóch łazienek, żeby było szybciej, wzięliśmy prysznic, przegraliśmy sie i za chwile juz spaliśmy wtuleni w siebie i oczywiście Sweetie.


~ Dwie godziny wczesniej ~
~ Perspektywa Agaty~ 

Bawiłam sie cudownie. Tanczylam z Liamem cały czas. Nie odstepowalismy siebie na krok. Po tak dużej ilości alkoholu juz coraz mniej kontaktowalam, ale nie dałam tego po sobie poznać. Liam wypił znacznie mniej. Tańczyliśmy jeszcze długo, co chwile zahaczając o alkohol. Juz tak dawno nie piłam. Straciłam trochę wprawę. Na zewnatrz nie dalam po sobie poznac, ze jestem pijana, nawet tak sie nie czulam. Krecilo mi sie w glowie, ale to bylo tez skutkiem ciaglego tanczenia. Zaczęliśmy sie z Liamem całować coraz namietniej i zachłanniej. A co było dalej? Dobre pytanie.


____________________________________________________
____________________________________________________

Tak jak obiecałam dodaje dzisiaj kolejny rozdział. Przepraszam za wszystkie błędy, ale nie mam czasu poprawiać. Wybaczcie mi też brak zdjęć. Postaram sie dodać je jutro. A teraz standardowe pytanie. Jak sie wam podobał rozdział? KOMENTUJCIE I JESLI SIE WAM PODOBA TO POLECAJCIE. BEDE WDZIECZNA.

niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 18

~ Cztery dni później ~


Obudziłam sie około 12. Louis i Harry jeszcze spali. Nie chciałam ich budzić. Mieli ciężki tydzien. Caly czas byli przy mnie. Znosili moje nocne napady bólu. Byli na każde moje zawołanie. Będę im dłużna do końca życia. No wiec dzisiaj, 5 sierpnia wracam do domu. Dzisiaj wszystko sie wyjaśni. Możliwe, że od dzisiejszego dnia bedzie zależała moja, nasza przyszłość. Po chwili Lou i Harry zaczęli sie budzić.


Ja: Dzien dobry śpiochy.
Lou: Dzien dobry skarbie.

Harry: Dzień dobry mała.

Ja: Jak sie spało.
Harry: Dobrze.
Lou: Dobrze. Która godzina?
Ja: Po 12.
Lou: Kurde! Przepraszam Caroline, ale muszę jechać do szpitala z Eleanor.
Ja: Dobrze. Jedz szybko. Spotkamy sie w domu za dwie godziny.
Lou: Poradzicie sobie?

Harry: Tak, spokojnie możesz jechać. Damy radę.
Lou: Caroline uważaj na siebie. Harry jedzcie ostrożnie.
Ja: Lec juz. Kocham cię.
Lou: Ja ciebie też.

Louis pocalowal mnie i wyszedł. Zaraz po jego wyjściu wszedł doktor.

Doktor: To co Caroline. Idziemy jeszcze na badania.

Ja: Nareszcie.

Wyjechałam z doktorem na badania kontrolne i przeswietlenie. Po chwili wróciliśmy do Hazzy.


Doktor: Wszystko wygląda dobrze. Szykujemy wypis czy zostajesz z nami?

Ja: Bardzo tu milo, ale jednak wole wrócić do domu.

Doktor: No dobrze. Wracam za 15 minut. Może sie panienka szykować na wyjazd.


Lekarz wyszedł z sali. Harry pomógł mi wstać. Na szczęście była śliczna pogoda, wiec mogłam ubrać krótkie spodenki. W innym wypadku musiałabym męczyć sie z wciskaniem gipsu w rurki. Z pomocą pielęgniarki poszłam do łazienki, odświeżyłam się i ubrałam. Wróciłam do sali podtrzymując sie pielęgniarki. Harry spakował moje rzeczy do torby. Do sali wrócił lekarz.


Doktor: Proszę podpisać. Do zobaczenia za dwa tygodnie.

Ja: Dziękuję i do zobaczenia.

Harry: To co mała. Gotowa na powrót do domu?

Ja: Nawet nie wiesz jak bardzo.


Harry wziął moja torbe i wyszliśmy z sali. Największy problem sprawiała mi złamana noga i ręka. Wspierając sie na przyjacielu doszliśmy do recepcji gdzie wypożyczono mi wózek. Lekarz kazał oszczędzać mi nogę, a z powodu "braku" jednej ręki nie mogłam wspierać sie na kulach. Został tylko wózek. Harry pomógł mi na nim usiąść i wyjechaliśmy ze szpitala. Gdy tylko otworzyły sie drzwi zobaczyłam tłumy fanek i błyski fleszy. Automatycznie opuściłam głowę. Harry przyspieszył i po chwili staliśmy przy jego aucie, którym przyjechał wczoraj. Pomógł mi wygodnie usiąść, spakował wózek do bagażnika i pojechaliśmy. Miałam dziwne uczucie jadąc do domu. Było to coś jakby połączenie radości i strachu. W końcu będę z paczką najlepszych przyjaciół na świecie, ale bałam sie tego, czego dowiem sie po powrocie. Po około 30 minutach bardzo milej rozmowy z Haroldem, w której nie mogło zabraknąć mojego wybuchu śmiechem, ktory był spowodowany wychwalaniem ślicznych pielęgniarek przez Harrego, dojechaliśmy pod dobrze znany mi dom.


Harry: Witaj w miejscu, ktore przez najbliższy czas bedzie twoim domem.

Ja: Ale dlaczego nie mogę mieszkać u siebie, przecież mam Agatę.

Harry: Nie pytaj mnie. Takie są wymogi Louisa. Gotowa?

Ja: Gotowa.


Glosno wypuściłam powietrze z płuc. Harry wysiadł z auta i wyciągnął wózek z bagażnika. Następnie pomógł mi wysiąść z auta i usadowić na wózku. Podążaliśmy w kierunku drzwi. Wszystko było przygotowane na mój przyjazd. Na części schodów położona była kładka, przeznaczona dla wózków. Harry otworzył drzwi. Usłyszałam krzyki. Skierowaliśmy sie w stronę salonu. Na kanapie w salonie siedziała zapłakana Eleanor, a nad nią stał wściekły Simon. Na mój widok Louis się rozpromienił, wstał i na oczach wszystkich wpił się w moje wargi.


Lou: Nie jestem ojcem tego dziecka!


Uradowana zarzuciłam mu ręce na szyję. Lou wszystko opowiedział: o zdradzie Eleanor, o tym, ze chciała go wrobić w ojcostwo, bo prawdziwy ojciec dziecka nie chciał jej znać, o tym, ze ciągle oklamywala Lou. Simon wyprowadził dziewczynę, która wstydziła się spojrzeć mi w oczy. Przytuliłam Louisa, mówiąc jak bardzo jestem szczęśliwa.


Lou: Teraz juz nic nie jest w stanie nas rozdzielić. Juz zawsze bedziemy razem.

Niall: A zostawisz ja na chwilkę?

Agata: Chociaż 5 minut dla przyjaciół co?

Uśmiechnęłam sie do Louisa, ktory odsunął sie robiąc miejsce reszcie. Wszyscy przytulili mnie delikatnie uważając, żeby nie urazić mojej ręki lub nogi.


Lou: Dobra koniec czułości. Idziemy z Caroline na górę.

Niall: Nie zabieraj nam jej.
Perrie: Tak. Jeszcze sie sobą nacieszycie.

Lou: No dobra.
Harry: Ja zrobię miejsce na kanapie.
Li: Ja przyniosę koc.

Niall: A ja zrobię ci pyszne kakao.

Agata: Idę po Sweetie. Została na górze.

Ja: Przynos ja tu szybko!


Lou wziął mnie na ręce i położył wygodnie na kanapie. Ledwo uslyszalam skrzypniecie drzwi na górze, juz widziałam Sweetie, która biegnąc do mnie mało co nie polamala sobie nóg. Wskoczyła na kanapę i zaczęła mnie lizać.


Ja: Jeju jaka ty juz duża. Nie było mnie tylko tydzien, a ty juz tak urosłaś.


Liam przyniósł mi koc, którym Lou przykrył mnie. Po chwili Niall przyniósł mi kakao. Wszyscy usiedli dookoła mnie.

Ja: Strasznie głupio sie czuje. Ja sie wyleguje na kanapie, a wy siedzicie na podłodze. Usiadzcie chociaż gdzieś.

Agata: Oj przestań marudzić. Tak przynajmniej wszyscy cię widzimy.

Ja: Dziekuje wam bardzo za wszystko co dla mnie robicie. Jesteście kochani. Przepraszam, za to jak sie zachowalam. Teraz przeze mnie macie jeszcze kalekę na głowie.

Li: Ważne, ze nic powaznego ci nie dolega.

Perrie: I, ze w koncu wszyscy jesteśmy razem.

Niall: Tak. Tylko nasza ósemka.

Ja: Chyba 9.

Zayn: Co? Jak to?

Ja: Jeszcze Sweetie głuptasy.

Harry: Czas na horror!

Agata i Liam poszli przygotować przekąski. Po chwili wrócili z dwoma michami pełnymi popcornu i talerzami z kanapkami. Perrie i Zayn usiedli razem na dużym fotelu. Drugi zajęli Liam i Agata. Ja i Lou leżeliśmy na kanapie wtuleni w siebie, a pod nami siedzieli Harry i Niall. Hazza włączył "Siniestro". Cały film chowałam głowę w tors Lou. Film był naprawdę straszny. Agata i Liam tulili sie do siebie, a Zayn jako BadBoy przytulał Perrie w strasznych momentach. Harold co chwile podskakiwał i krzyczał. Niall nie przejmował sie i co chwile sięgał po garść popcornu lub nowa kanapkę. Było jeszcze dość wcześnie bo dopiero 20. Lou pomógł mi wgramolic sie na wózek i postanowiliśmy wyjść na dwór ze Sweetie. Mała, no moze nie juz taka mała, biegała po całym ogrodzie.


Lou: Ona jest taka rozkoszna.

Ja: Tak. Każdym swoim ruchem wywołuje ogromny uśmiech na mojej twarzy. Tak sie cieszę, że ją mamy.
Lou: Tak, ja też. Jest jak małe dziecko. Taka mała, słodka dziewczynka.

Razem z Lou wybuchnęliśmy smiechem, widząc jak Sweetie łapiąc ćmę nadepnela sobie na ucho i zrobiła uroczego fikolka. Przeszliśmy sie kawałek i porozmawialiśmy jeszcze chwile.

Lou: Robi sie coraz chłodniej. Wracajmy do domu.


Pokiwalam glowa i zawolalam Sweetie. Weszliśmy do domu po 21. Harold szykował kolejny film. Tym razem komedię "Żona na niby". Cały film śmialiśmy do łez. Gdy sie skończył była 23. Popatrzylismy z Lou na resztę. Wszyscy słodko spali. Nie mieliśmy serca ich budzić. Lou przyniósł koce i przykrył wszystkich. My też postanowiliśmy zostać na kanapie. Wtuliłam sie w mojego Lou pocałowałam go na dobranoc i zasnęłam. Nareszcie w domu.
 ___________________________________________________
____________________________________________________

Część kochani. Mam nadzieje, że nie pogniewaliscie sie na mnie, że tak długo nie dodawałam rozdziału. Obiecuje sie poprawić. Komentujcie!!!

środa, 9 stycznia 2013

Rozdział 17

~ Trzy dni pozniej ~ ~ Perspektywa Louisa ~


Obudziłem sie po 6. Dzisiaj maja wybudzić Caroline. Tak bardzo chce z nia porozmawiać, przeprosić ja, przytulić. Wczoraj skończyłem piosenkę i wymyśliłem do niej melodię. Tak bardzo chce ją pokazac Caroline. Harry jeszcze spał. Chłopcy przywieźli nam rzeczy na zmianę. Personel był tutaj bardzo miły i mogliśmy kozystac z prysznicy i stołówki. Gdy doktor dowiedział sie, ze mamy zamiar spędzać tu kazda noc, dopóki Caroline nie wyjdzie ze szpitala, kazał przynieść dla nas dwa łóżka, wiec jest tu nam bardzo wygodnie. Chodziłem po sali myśląc co powiem Caroline. O dziecku jeszcze nic nie wiem. Liam według obietnicy poinformował o wszystkim Simona. Przyjechał tu wczoraj. Porozmawialiśmy o wszystkim. Był na mnie trochę zły, ze nie powstrzymałem sie przed mediami ale rozumiał mnie. Co do dziecka powiedział, ze pomyslimy o tym jak bedziemy mieć pewność, ze jest moje. Około 7 przyszedł lekarz i pielęgniarki. Obudziłem Harrego.


Doktor: Witam panów. Jak sie spało?

Ja: Dobrze, dziekuje.
Harry: Milutko ale krótko.

Doktor: No to co. Idziemy wybudzac Caroline.

Ja: Nareszcie. Juz nie mogę sie doczekać.
Doktor: Podamy jej środek wybudzajacy i leki przeciwbólowe.


Zabrali ja. Cieszyłem sie, ze wszystko bedzie dobrze. Nareszcie bede mógł z nia porozmawiać. Na sale wpadli Agata, Liam, Zayn, Perrie i Niall.


Agata: Boże! Gdzie ona jest?!

Perrie: Spóźniliśmy sie. Mówiłam chodźmy szybciej to nie.

Ja: Ej spokojnie. Za pół godziny z nia pogadacie.

Harry: Podadzą jej środki wybudzajace i juz wszystko bedzie dobrze.

Niall: Chodźmy coś zjeść za ten czas.

Liam: Tak, dobry pomysl.

Zayn: Nie zdążyliśmy nawet zjeść śniadania.

Ja: My też.


Poszliśmy do stołówki i 15 minut później siedzieliśmy pod sala do której chwilowo przenieśli Caroline. Po chwili wyszedł z niej doktor.


Doktor: Caroline powoli sie budzi. Dobrze by było, żeby ktoś był przy niej jak sie obudzi, żeby nie przeżyła szoku.

Zayn: Lou myślę, ze to powinieneś być ty.

Ja: Nie jestem pewny czy bedzie chciała mnie teraz widzieć.

Agata: Lou. Ona cię kocha.
Ja: Ale uciekała. Biegła i to wszystko moja wina. Gdyby nie ja nic by sie nie stało.

Perrie: Lou! Przestań tak mówić!

Harry: Ona cię kocha i potrzebuje.

Niall: Damy wam chwile na rozmowę. Leć to niej. No dalej.

Ja: Chyba macie rację. Musze z nia porozmawiac.


Wstałem i chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę sali. Drżącymi rękami chwyciłem za klamkę. Zobaczyłem ja. Była nieprzytomna ale w każdej chwili mogła sie ubudzic. Przykucnalem przy jej łóżku, złapałem ja za reke. Przytulilem jej dłoń do twarzy i pocałowałem delikatnie. Po policzku splynela mi łza prosto na jej dłoń. Wtedy coś poczułem. Ona poruszyła palcami i sama dotykała mojej twarzy.


Ja: Caroline!


~ Perspektywa Karoliny ~
 


Poczułam, ze ktos dotyka mojej ręki. Później poczułam twarz tej osoby oraz łzę spływająca na moja dłoń. Mimo tego, ze ciało odmawiało mi jeszcze posłuszeństwa, wysililam sie na poruszenie palcami. I w tej chwili usłyszałam ten glos, ktory tak bardzo kocham, którego tak bardzo potrzebuje. Użyłam wszystkich swoich sił by wypowiedzieć te słowa.


Ja: Louis? To ty?

Lou: Tak Caroline to ja. Jestem tu przy tobie. Juz dobrze. Spokojnie. Nie wysilaj sie. Nigdzie nie odejdę. Będę tu z toba cały czas.

Ja: Dziekuje Lou. Kocham cię.

Lou: Ja ciebie też skarbie.

Poczułam ze łzy spływają mi po policzku. Zmusiłam sie do otwarcia oczu. Porazilo mnie jasne światło wiec spowrotem je zamknęłam. Otwieralam je powoli aż w końcu przyzwyczaiły sie i mogłam normalnie popatrzeć na Louisa.


Ja: Jak długo byłam nieprzytomna?

Lou: Po wypadku do następnego dnia do południa, a pozniej musieli cię uśpić i minęły trzy dni.

Ja: Jejku! Który dzisiaj?

Lou: 1 sierpnia.

Ja: Jejku! Juz minal caly miesiac wakacji. A co z moimi rodzicami? Oni wiedza co sie stało?

Lou: Nie wiedziałem czy chciałabyś ich martwic szczególnie, ze bylas nieprzytomna.

Ja: Powiem im jak będę sie lepiej czuć. Przepraszam za to jak sie zachowalam wtedy przy Eleanor ale nie mogłam juz tego wytrzymać.

Lou: Rozumiem cię. To był dla ciebie szok. Każdy by tak zrobił.
Ja: Przepraszam, ze przed toba uciekalam ale nie chciałam przez emocje powiedzieć czegos czegobym żałowała juz do końca życia.

Lou: Jakbym nie prosił zebys sie zatrzymała to wszystko  byłoby dobrze. Nie lezalabys tu, nie cierpialabys. Tak bardzo chciałbym zabrać ci chodź trochę tego bólu. Dlaczego to stało sie tobie a nie mi?

Ja: Lou. Nie wolno ci tak mówić, słyszysz!

Lou: Tak bardzo cię kocham.
Ja: Ja ciebie też.
Lou: Obiecałem sobie, ze nie pozwolę zeby coś ci sie stało i zawiodłem. Tak bardzo cię przepraszam.


Pocalowalam go namiętnie. Tak bardzo mi tego brakowało.


Lou: Mam coś dla ciebie.


Wyciągnął kartkę i podał mi ja. Wzięłam ja do ręki. Zaczęłam czytać.
"Irresistible"

Don’t try to make me stay or ask if I’m okay
I don’t have the answer
Don’t make me stay the night or ask if I’m alright
I don’t have the answer

Heartache doesn’t last forever
I’ll say I’m fine
Midnight ain’t no time for laughing
When you say goodbye

It makes your lips so kissable
And your kiss unmissable
Your fingertips so touchable

And your eyes,
Irresistible


I’ve tried to ask myself,
Should I see someone else?
I wish I knew the answer

But I know if I go now
If I leave and I’m on my own tonight,
I’ll never know the answer

Midnight doesn’t last forever
Dark turns to light
Heartache flips my world around,
I’m falling down, down, down that’s why

I find your lips so kissable
And your kiss unmissable
Your fingertips so touchable

And your eyes,
Irresistible

It’s in your lips and in your kiss
It’s in your touch and your fingertips
And it’s in all the things and other things,
That make you who you are
And your eyes irresistible

It makes your lips so kissable
And your kiss unmissable
Your fingertips so touchable
And your eyes,
Irresistible.

Łzy zaczęły lecieć z moich oczu strumieniami.


Ja: Lou. To jest przepiękne. Ty sam...

Lou: Tak. Jak wrocimy do domu to ci zaśpiewamy z chłopakami.

Ja: Ulozyles nawet melodie?

Lou: Tak. Ty bylas moim natchnieniem. Siedziałem tu cały czas z Harrym i gdy tylko dostawałem sam z toba pisałem kolejne słowa.

Ja: Ona jest naprawdę śliczna. Naprawdę siedziales tu cały czas.

Lou: Tak.
Ja: Ale dlaczego? Nie mogliśmy porozmawiać ani nic.
Lou: Bo nie chciałem cię opuszczać. Nigdy cię nie zostawię. Zawsze bede przy tobie.

Ja: A co z Eleanor? Co z waszym dzieckiem?
Lou: Powiedziałem bez jej, ze nie mam pewności, ze to moje dziecko i chce dowodów. Wyniki przyjdą za 4 dni.

Ja: A jesli to jednak bedzie twoje dziecko?
Lou: Zostanę z toba i bede pomagał Eleanor, a pozniej pomogę jej wychować to dziecko.

Ja: A ja pomogę ci w tym. Wiesz może kiedy wkoncu bede mogła wrócić do domu?
Lou: Lekarz powiedział, ze najwcześniej za cztery dni.

Ja: Czyli wtedy bedziemy juz wiedzieć.

Lou: Tak i wszystko juz sie ułoży i bedzie dobrze. Chyba wpuszcze juz resztę bo zaraz tam umrą.


Pokiwalam głową i uśmiechnęłam sie. Lou podszedł do drzwi, chwycił za klamkę i ledwo je uchylił, a do środka wpadła reszta, przepychajac się. Agata dopchala sie do środka, zaraz za nia Perrie, Niall, Liam Zayn i na końcu Harry. Ustawili sie w kolejce do mnie.


Agata: Chcialabym cię przytulic tak mocno, żeby cię normalnie udusić, ale wtedy naprawdę mogę cię udusić.
Ja: Przestań gadać i chodź tu do mnie.

Przytuliła mnie delikatnie, żeby nie urazić moich obolałych żeber i odsunela sie robiąc miejsce Perrie.

Perrie: Jejku Caroline nawet nie wiesz jak bardzo sie martwilismy. Nie strasz nas tak więcej.
Ja: Hmm nie planuje juz pobytów w szpitalu. Ten wystarczy mi na kilka dobrych lat.

Przytulilam Perrie. Następny był Niall.

Niall: Część. Pomyślałem, ze mogą cię tu głodzić, wiec przyniosłem ci małe co nieco na przegryzke.

Ja: Dziekuje ci Niall. Po moje ulubione ciasteczka z czekolada. Mmm.

Przytulilam Nialla. Teraz podszedł Zayn.

Zayn: Caroline. Nareszcie sie doczekałem. Brakowało nam ciebie.
Ja: Ja też sie stesknilam. Jeszcze trochę i wrócę do domu.

Przytulilam Zayna. Przyszła czas na opiekuńczego Liama.

Li: Część Caroline. Jak sie czujesz?
Ja: Mogło być gorzej.

Li: Bardzo cię boli?
Ja: Narazie działają środki przeciwbólowe, wiec nie boli tak bardzo.

Przytulilam go. Ostatni w kolejce był Harry.

Harry: No nareszcie. Przepraszam Caroline, ze jestem ostatni, ale ktos musiał, a poza tym gdy oni biegli do drzwi, ja sie gapilem na śliczniutką pielęgniarkę. Przepraszam cię.
Ja: Oj Harry, Harry. Nic nieszkodzi. Chodź tu do mnie.

Przytulilam Hazze. Po chwili ktos zapukał do drzwi. To był Simon z ogromnym bukietem.


Simon: Witaj Caroline. Słyszałem o wszystkim. Proszę. Kwiaty dla ciebie. Wracaj do zdrowia.

Ja: Dziekuje panu.

Simon: Mów mi Simon. Nie lubię jak ktoś do mnie mówi pan. Czuje sie wtedy tak staro.

Ja: Simon. Nie jesteś stary.

Simon: Jak wrocisz do domu to ustalimy co z Eleanor i dzieckiem. To juz wam nie przeszkadzam. Pogadajcie sobie. Lece juz. Papa. Wracaj do zdrowia.
Ja: Dziekuje. Pa.


Gdy Simon wyszedl, pielegniarki przeniosly mnie do mojej sali czyli 24. Porozmawialiśmy jeszcze chwile, aż nastał wieczór. Zostałam tylko ja, Lou i Harry. Zjedlismy ciasteczka od Nialla. Byłam okropnie zmęczona.


Ja: Dobranoc Lou.

Lou: Dobranoc Kochanie.
Ja: Dobranoc Harry.

Harry: Dobranoc mala.

Zamknęłam oczy i od razu zasnęłam.


__________________________________________________
__________________________________________________


Po dość długim czasie, w końcu dodaje rozdział. Mam nadzieje, ze sie wam spodoba. Pod dwoma ostatnimi rozdziałami zostały umieszczone niemile komentarze. Teraz do osoby, która to napisała. Nie wiem co miałaś lub miałeś na myśli pisząc te komentarze. Jeśli chciałeś/ chciałaś mnie urazić, obrazić to wybacz ale nie udało ci sie. Nie podoba ci sie mój blog ok rozumiem masz prawo wyrazić swoja opinie, ale nie wiem jakim prawem wyzywasz mnie, skoro mnie nie znasz. Nie wiem czy wiesz ale to jest karalne. Następna sprawa. Skoro uważasz, ze idiotyczne jest pisanie o jakimś zespole to po co to czytasz skoro wiesz, ze jest o One Direction? Kolejna sprawa anonimowo jest bardzo łatwo kogos obrażać i wyzywać ale skoro jesteś taki/taka odważny/odważna to chociaż sie podpisz, a nie zgrywasz cwaniaka bo nikt nie wie kim jesteś. I ostatnia rzecz kierowana do ciebie. To jest opowiadanie, czyli wytwór mojej wyobraźni i mogę pisać o czym tylko chcę. I tak dla twojej wiadomości nie tylko ja pisze o One Direction. Proszę wpisz sobie w Google i zobacz ile nas jest. Ciekawe czy wtedy napiszesz, ze jesteśmy popie*****ne. Teraz chciałabym podziękować za wszystkie mile komentarze i za to, ze trzymaliscie moja stronę. Dziekuje wam. Jesteście kochani!!! KOMENTUJCIE!!!

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 16

~ Perspektywa Louisa ~


Obudziłem sie przy Caroline. Nadal była nieprzytomna. Podnioslem głowę. Harry juz nie spal. Chodził nerwowo po sali.

Ja: Harry. Co sie stało?

Harry: Dzwoniła Eleanor.

Ja: Czego chce?

Harry: Żebyś pojechał z nią do szpitala, zobaczyć wasze dziecko.


Nie wiedziałem co powiedzieć. Nie chciałem jechać. Chciałem zostać przy Caroline. Wiem, ze muszę pojechać. Nie kocham Eleanor, ale to nasze dziecko. Ono nic mi nie zrobiło. To jego matka jest wredna, nie mogę go za to winić.


Ja: Harry. Muszę pojechać.

Harry: Rozumiem.

Ja: Opiekuj sie Caroline dopóki nie wrócę. Jakby coś się działo to dzwoń.

Harry: Dobrze. Masz, przyniosłem ci kanapki ze stołówki. Musisz coś zjeść.


Chwyciłem kanapki, podziękowałem przyjacielowi, pocałowałem Caroline w rękę i pojechałem taksówką do Eleanor. Pod jej domem zobaczyłem auto Daniell. Podszedłem do drzwi i nacisnąłem dzwonek. Otworzyła mi uradowana Eleanor.

Eleanor: Cześć. Jestem gotowa. Możemy jechać.

Ja: Daj mi kluczyki.

Eleanor: Masz swoje auto.

Ja: Które stoi pod moim domem. Daj mi kluczyki i jedzmy juz. Spieszy mi sie.


Eleanor dala mi kluczyki, wsiedliśmy do auta i razem z Daniell pojechaliśmy do szpitala. Po drodze nie odezwałem sie ani jednym słowem. Nie miałem ochoty rozmawiać z żadną z nich. W szpitalu weszliśmy z doktorem na sale, w której wykonywano USG. Usiadłem przy Eleanor. Patrzyłem w ekran monitora. Po chwili lekarz pokazywał nam dokładnie dziecko. Moje dziecko. Byłem szczęśliwy. Kto by nie był. Nie wiedziałem jak teraz będzie wyglądało moje życie. Wiem tylko że kocham Caroline i nigdy jej nie zostawię. Gdy wyszliśmy z sali postanowiłem porozmawiać z Eleanor.


Ja: Chcę dowodów.

Eleanor: Że co?

Ja: Skąd mam mieć pewność, że to moje dziecko? Tyle razy mnie okłamywałaś. Dlaczego miałbym ci wierzyć?

Eleanor: Ale...

Ja: Jeśli nie masz nic do ukrycia to dlaczego nie chcesz zrobić badań?

Eleanor: Skoro nalegasz to proszę bardzo.


Poszliśmy do lekarza, który sprawdzał zgodność kodu genetycznego i inne rzeczy, które świadczyły by o tym, ze Eleanor nosi moje dziecko. Doktor pobrał potrzebne próbki i kazał nam zgłosić sie po wyniki za tydzień. Wyszliśmy ze szpitala. Dałem kluczyki Daniell, rzuciłem krótkie "cześć", złapałem taksówkę i pojechałem do Caroline. Dojechałem pod szpital, przed którym stały tłumy. Były to fanki, paparazzi i dziennikarze. Jeden z nich zaczepił mnie.


Dziennikarz: Louis powiedz nam jak czujesz sie z tym, ze będziesz ojcem?

Ja: Co proszę?

Dziennikarz: Caroline przecież jest w ciąży. Jest w szpitalu.

Ja: Co za bzdury! Caroline miała wypadek! Zostawcie ja w spokoju!


Odszedłem szybko od niego. Przy drzwiach złapał mnie kolejny dziennikarz.


Dziennikarz: Czy to prawda, że Eleanor Calder jest w ciąży?

Ja: Jej się pytajcie. Nie jest moją dziewczyną. Nie mam z nią kontaktu.

Dziennikarz: Widziano cię przed chwilą, gdy wychodziles z nia ze szpitala. Uśmiechała sie i glaskala po brzuchu. Czy to ty jesteś ojcem jej dziecka?


Wtedy sie we mnie zagotowalo.


Ja: Czy naprawdę musicie szukać sensacji na każdym kroku? Musicie za mną wszędzie chodzić i śledzić każdy mój ruch? Czy proszę o tak dużo? Chce tylko trochę prywatności dla mnie, moich przyjaciół i rodziny.


Wszedłem do szpitala i zatrzasnalem za sobą drzwi. Pobiegłem do sali, w ktorej leżała Caroline. Byli tam juz wszyscy. Siedzieli przy niej. Była nadal nieprzytomna. Usiadłem przy niej, wczesniej witając sie ze wszystkimi.


Harry: I jak poszło?

Ja: Powiedziałem, ze chce mieć pewność, ze to moje dziecko. Za tydzień będą wyniki. A co z Caroline?

Harry: Lekarz powiedział, ze gdy wzieli ja na badania obudziła sie. Była w szoku. Wszystko ja bolało. Żeby wszystko zagoilo sie szybciej i żeby mniej ja bolało to jest teraz w śpiączce farmakologicznej. Wybudza ja za trzy dni.

Ja: Dopiero za trzy dni?

Agata: Szybciej dojdzie do siebie, gdy bedzie nieprzytomna.

Liam: Tak i nie bedzie jej bolało, bo sie nie rusza.

Zayn: Tak jest lepiej.

Niall: Przepraszam, wiem, ze nie powinienem teraz tego mówić ale muszę. Po prostu muszę.

Ja: Mów śmiało Niall.

Niall: Możemy iść na obiad?

Harry: Tak. Najwyższy czas.

Ja: Zostanę. Zjem cos pozniej.

Perrie: Tak, czyli za tydzien. Nie możesz sie głodzić.

Harry: Tak. Tym nie pomożesz Caroline, a jeszcze sie pochorujesz.

Liam: Proszę cie Lou. Nie wyglupiaj sie.

Ja: Na dole jest stołówka. Przyniescie mi coś. Nie chce od niej odchodzić.

Harry: Dobrze. Jak chcesz.


Wszyscy wyszli z sali i poszli na obiad. Trzymałem Caroline za reke. Patrzyłem na nia. Była piękna. Wyciagnlem kawałek kartki i zacząłem pisać.
" Don’t try to make me stay or ask if I’m okay
 I don’t have the answer
 Don’t make me stay the night or ask if I’m alright
 I don’t have the answer
 Heartache doesn’t last forever
 I’ll say I’m fine
 Midnight ain’t no time for laughing
 When you say goodbye"

Skończyłem pisać pierwsza zwrotkę i przyszedł Harry z obiadem dla mnie.


Ja: Dziekuje ci. Gdzie reszta?

Harry: Pojechali do domu. Sweetie została sama, wiec postanowili pojechać. Wpadną wieczorem.

Ja: Dlaczego nie pojechałeś z nimi? Nie musisz tu siedzieć.

Harry: Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Nie mogę pozwolić, zebys siedział tu sam.

Ja: Dziekuje ci Harry.

Zjadlem pyszny obiad. Rozmawialem chwile z Harrym potrzebowałem teraz jego wsparcia. Przypomniałem sobie, ze rodzice Caroline nic nie wiedza. Nie wiem czy Caroline chciałaby, żeby wiedzieli. Postanowiłem poczekać z tym do czasu aż sie obudzi. Do sali wszedł lekarz. Sprawdził wszystkie potrzebne rzeczy, napisał coś w notesie i zwrócił sie do nas.


Doktor: Muszę zabrać ja na prześwietlenie.

Ja: Dobrze.

Doktor: Wrócimy za 5 minut.

Zabrał Caroline razem z łóżkiem i wywiózł z sali. Patrzyłem sie w okno. Tak bardzo chciałbym, żeby wstała, znowu mnie pocałowała, żeby wszystko było tak jak dawniej. Po chwili wrócił lekarz.


Doktor: Ze zdjęć wynika, ze wszystko idzie w dobrym kierunku. Na szczęście obrażenia nie były poważne.

Ja: Kiedy bedzie mogła wrócić do domu?

Doktor: Myślę, ze jeśli wszystko bedzie goiło sie w takim tepie to za tydzień będziecie mogli ja wziąć do domu. Będzie jeszcze trochę obolala ale bedzie dobrze.

Ja: Dziekuje panu! Bardzo dziekuje!

Doktor: Za trzy dni ją wybudzimy.

Harry: Będzie coś pamiętać?

Doktor: Tak. Nie ma żadnych uszkodzeń głowy, wiec z pamięcią bedzie wszystko dobrze.


Lekarz wyszedł z sali. Wieczorem przyjechali do nas pozostali. Porozmawialiśmy chwile. Poprosiłem Liama, żeby zadzwonił do Simona, naszego menadżera, i powiedział mu o wszystkim. O wypadku Caroline, o ciąży Eleanor i o tym ze prawdopodobnie jestem jego ojcem. Liam obiecał zadzwonić. Było juz ciemno. Około 23 pożegnali sie z nami i wrocilil do domu. Harry został ze mną. Siedzieliśmy i rozmawialismy jeszcze chwile, ale mój przyjaciel był zmęczony i zasnal. Wyciągnąłem kartkę i dopisałem kolejne słowa do piosenki.

"It makes your lips so kissable
 And your kiss unmissable
 Your fingertips so touchable
 And your eyes.
 Irresistible."

Przeczytałem wszystko jeszcze raz. Spojrzałem na Caroline. Położyłem przy niej głowę. Pocalowalem ja delikatnie w policzek i zasnąłem.

__________________________________________________
__________________________________________________

No proszę jest kolejny rozdział. Na wasze prośby pisałam wczoraj pół nocy i trochę dzisiaj. Wyszedł trochę krótki. Czy fajny? Oceńcie sami. KOMENTUJCIE!!!

piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział 15

Obudziłam sie wtulona w Louisa. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, ze jesteśmy u mnie w łóżku, a nie na dole na kanapie. Pocalowalam go w policzek.


Ja: Dzien dobry kochanie.

Lou: Cześć skarbie. Jak sie spało?

Ja: Cudownie. Przyniosles mnie?

Lou: Tak. To zle?

Ja: Nie, dobrze, dobrze tylko zastanawiam sie jak przyniosles takiego klocka nic sobie nie zrobiłeś.

Lou: Oj przestań. Jesteś leciutka.

Ja: Taa. Pewnie.

Lou: Koniec tematu. Idź sie ubierz, a ja idę zrobić sniadanie.
Ja: Ty ostatnio robiles. Teraz moja kolej.

Lou: Nie ma mowy. Ty sobie odpoczywasz.

Ja: Musisz być takim uparciuchem.

Lou: Może uparciuch ale twój.


Podszedł do mnie, pocalowal w policzek, ubral swoje długie dresowe spodnie w kratkę i zszedł na dół. Tak bardzo go kocham. Wtedy przypomniałam sobie o Eleanor. Co ja jej takiego zrobiłam? Co zrobił jej Louis, ze tak go skrzywdziła. Poszlam sie ubrać i zeszłam na dół. Wszyscy byli juz po śniadaniu i siedzieli na kanapie. Niall oczywiscie sterczal przy lodówce. Harry właśnie wrócił ze spaceru ze Sweetie. Usiadłam przy blacie i zabrałam sie za śniadanie, które przygotował Lou. Po posiłku dosiedlismy sie do reszty. Po chwili, oglądając telewizje i co chwile śmiejąc sie, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Harry poszedl otworzyć. Usłyszeliśmy rozmowę Hazzy z przybyszem.


Harry: Nie chce cię tu widzieć. Mało namieszalas w naszym życiu? Mało bólu jeszcze nam zadałaś? On jest szczęśliwy. Odejdź i nigdy więcej tu nie przychodź.


Po glosie rozpoznalam, ze to Eleanor. Zapadła chwila milczenia.


Eleanor: Harry! Ty nie rozumiesz. Ja muszę z nim porozmawiać. Lou! Muszę ci coś powiedzieć. Proszę!


Spojrzałam na Louisa, był smutny i po jego nminie widziałam, ze nieustannie bije sie z myślami.


Harry: On nie chce z toba rozmawiać. Idź już.

Lou: Nie Harry. Wpuść ją.

Harry: Ale Louis...

Lou: Powiedziałem wpuść ją.


Wszyscy patrzyli na Lou szeroko otwartymi oczami. Spojrzałam w stronę drzwi. Eleanor przeszła obok Harrego i rzuciła mu chamskie spojrzenie. Harry popatrzył na mnie pytającym wzrokiem. Unioslam ramiona w geście niewiedzy. Ruchem ust dałam mu do zrozumienia, ze domyślam sie o co chodzi. Eleanor podeszła do Louisa.


Eleanor: Mozemy porozmawiać w cztery oczy?

Lou: Obawiam sie, ze nie mamy o czym rozmawiać. Chyba wszystko juz mi powiedziałaś, a raczej napisałaś.

Eleanor: Proszę cie. Daj mi szanse. To bardzo ważne.

Lou: To mów.
Eleanor: Chciałabym na osobności.

Lou: Tu są tylko moi przyjaciele. Nie mam przed nimi tajemnic i tak sie dowiedzą.


Eleanor spojrzała na nas. Stwarzała pozory smutnej i zawstydzonej ale w jej oczach widziałam te iskrę radości, ze załatwi wszystko za jednym razem. Rzuciła mi chamskie spojrzenie, a pozniej przeniosła wzrok na Louisa.


Eleanor: Będziesz tatą.

Lou: Co takiego?


Wszyscy z niedowierzaniem patrzyli raz na Louisa, raz na Eleanor. Poczułam, ze łzy napływają mi do oczu.


Eleanor: Jestem w trzecim miesiącu ciąży.

Lou: Dlaczego miałbym ci wierzyć. Nie widać po tobie. Nie masz dowodu.


Widziałam, ze nie chciał w to wierzyć, ze to wszystko wydawało mu sie nierealne. Eleanor przebiegle spojrzała na mnie i wrednie sie uśmiechnęła widząc łzy splywajace po moich policzkach. Sięgnęła do torebki i wyciągnęła kopertę, którą podała Louisowi. Lou wyciągnął z niej zdjęcia USG.


Eleanor: To nasze maleństwo. Widzisz. Będziesz tatą. Będziemy mieli dziecko.

Wiedziałam co Louis musi teraz zrobić, ze z nami koniec. Nie mogłam tego wytrzymać. Wstałam, chwycilam cienki sweterek i wybieglam z domu. Na dworze strasznie padało. Biegłam przed siebie. Przez ciągle plakanie nic nie widziałam. Wszystko sie rozmazywalo. Dlaczego tak zareagowamam? Nie chciałam juz więcej widzieć i słyszeć jak Eleanor mnie rani. Nie sądziłam, ze jest aż tak posła i zdolna do takich czynów. Słyszałam jak mówiła Daniell, ze musi iść do lekarza. Mogłam sie domyślić. Niezła z niej aktorka. Usłyszałam za sobą kroki i moje imię wykrzykiwane przez Louisa. Nie chciałam go teraz widzieć. Wiem, ze to nie jego wina ale nie chciałam powiedzieć pod wpływem emocji czegos, czego będę żałować do końca życia. Chciałam porozmawiać z na spokojnie, gdy emocje opadna. Obróciłam sie wciąż biegnąc i zobaczyłam go. Pędził ile sił w nogach, żeby mnie dogonić. Był coraz bliżej. Krzyczał coś. Zatrzymalam sie. Nie mogłam mu uciekać. Dam sobie radę. Nie wybuchne. Chce sie do niego przytulic. Stałam w miejscu. Nagle zobaczyłam jasne światło i uslyszalam krzyk.


Lou: Caroline! Uważaj! Uciekaj!


~ Prespektywa Louisa ~


Biegłem za nią. Chciałem jej powiedzieć, ze miedzy nami nic sie nie zmieni. Nawet jesli to moje dziecko, kocham Caroline i chce być z nią. Zobaczyłem ja. Biegła przed siebie. Zacząłem ja wołać. Nie słyszała lub nie chciała słyszeć. Biegłem coraz szybciej. Krzyczałem, żeby sie zatrzymała i poczekała. Prosiłem ja. Po chwili zatrzymała sie i patrzyła na mnie. Przyspieszylem jeszcze bardziej. Zobaczyłem pedzace auto. Krzyczałem, zeby uciekała. Obróciła sie. Usłyszałem pisk opon. Auto uderzyło w Caroline. Łzy napłynęły mi do oczu. Dobieglem do niej. Kierowca, ktory zatrzymał sie kilkanaście metrów dalej wysiadł z auta i podbiegł do mnie. Wziąłem jej twarz w ręce. Była nieprzytomna, ale oddychala.


Ja: Caroline! Proszę nie zasypiaj! Kocham cię! Niech pan dzwoni po karetkę!


Cały czas kontrolowałem jej stan. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po Harrego. Chciałem narazie żeby nikomu nic nie mówił tylko przybiegł jak najszybciej. Trzymałem Caroline za rękę. Mężczyzna zadzwonił po karetkę. Miała przyjechać w ciągu 5 minut. Po chwili ujrzałem Harrego. Biegł najszybciej jak potrafił. Padł przy mnie zdyszany na kolana.


Harry: Boże! Louis! Co sie stało?!

Ja: Ona biegła. Zawołałem ja. Zatrzymała sie. Kazałem jej uciekać i wtedy...no sam widzisz.


Nie moglem ulozyc poprawnego, skladnego zdania. Poczułem, ze łzy napłynęły mi do oczu. Harry przytulił mnie.


Harry: Będzie dobrze. Wszystko bedzie dobrze. Kazałem Eleanor wracać do domu.

Ja: Dobrze zrobiłeś. Nie mówmy narazie o tym.


Usłyszeliśmy sygnał karetki. Pozwoliłem kierowcy odjechać. Zostawił mi swój numer, przeprosił i pojechał. To nie była jego wina. Sanitariusze wybiegli z ambulansu, doskoczyli do Caroline, położyli ją nosze i wsiedli do karetki. Pojechaliśmy z nimi. Cala drogę trzymałem Caroline za reke. Gdy dojechaliśmy do szpitala poprosiłem Harrego, żeby zadzwonił po resztę. Zabrali Caroline na badania. Po chwili przyjechała reszta. Harry opowiedział im co się stało. Ja nie byłem w stanie. Siedzieliśmy przytuleni czekając na lekarza. Po chwili zobaczyłem go. Podbieglem do niego, a za mną cala reszta.


Ja: Panie doktorze. Co z nią?

Doktor: Ma złamana nogę, rękę i stłuczone żebra. Wyjdzie z tego ale nadal jest nieprzytomna.

Ja: Możemy do niej iść?

Doktor: Tak. Sala nr 24.
Ja: Dziękuję bardzo.


Pędem ruszyłem w stronę sali. Dobieglem do drzwi. Zobaczyłem ja przez okienko. Po cichu wszedłem do sali i usiadłem przy Caroline. Poczułem łzy na moich policzkach. Złapałem ja za rękę. Drzwi do sali sie otworzyły i weszła reszta. Wszyscy delikatnie przytulili sie do niej. Siedzielismy tak w ciszy jakies pol godziny. Nie moglem sobie wybaczyc tego co sie stalo. Obiecalem, ze zawsze ja ochronie i zawiodlem.


Harry: Będzie dobrze. Chodź. Już późno. Wracamy do domu.

Ja: Nigdzie nie jadę. Zostaje z nią. Będę przy niej cały czas.

Harry: W takim razie ja zostaje z toba.

Agata: My też zostajemy.
Perrie: Tak.
Ja: Nie ma sensu, żebyśmy tu wszyscy siedzieli. Jedzcie do domu i odpocznijcie.

Zayn: Dobrze. Macie racje i tak nie pomożemy. Zostaje nam tylko czekać.

Niall: Przywieziemy wam jutro rano jedzenie.

Agata: Do zobaczenia jutro.

Zostałem sam z Harrym. Złączyliśmy po dwa krzesła, głowy położyliśmy na łóżku Caroline. Pielęgniarki przyniosły nam koce i poduszki. Byłem zmęczony. Agata obiecała zajmować sie Sweetie, wiec chociaż o nią byłem spokojny. Zasnąłem trzymając Caroline za rękę.

___________________________________________________
___________________________________________________

Prosze, macie kolejny rozdział. Trochę krótki ale mam nadzieję, że się wam spodobał. Nie poznaje sie. Dodaje rozdział za rozdziałem. Mam nadzieje, ze wam to odpowiada. Mi by odpowiadało więcej komentarzy. Polecajcie mojego bloga. Co myślicie o Eleanor? Co zrobi Louis? KOMENTUJCIE !!!

czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 14

~ Dwa Tygodnie Później ~


Minęły juz dwa tygodnie. Cudowne dwa tygodnie z rodzina. Jak to szybko zlecialo. Rodzice Agaty zgodzili sie na wszystko. Na jej naukę w Londynie i na nasze wspólne mieszkanie. Agata musiała polecieć do Londynu tydzień wcześniej, żeby móc złożyć papiery do szkoły. Teraz czas na mnie. Dzisiaj też wracają chłopcy. Dzięki rodzica i Sweetie nie tęskniłam tak mocno. Właśnie jestem na lotnisku i żegnam sie z rodzicami.


Ja: Mamo postaw mnie juz. Sciskasz mnie mocniej niż za pierwszym razem. Chyba nie mogę przyjeżdżać w odwiedziny.

Mama: Oj nie gadaj głupot.

Tata: Przyjeżdżaj jak najczęściej.

Mama: Po prostu teraz juz wiem, ze zaczniesz naukę i juz nieprzyjedziesz na wakacje.

Ja: Jeszcze nic nie wiadomo. Dowiem sie dzisiaj o ile mnie puscicie.

Tata: Mam nadzieje, ze Agata też sie dostanie.

Ja: Jestem tego pewna. Dzwoniła ostatnio i powiedziała, ze dzisiaj jej powiedzą. Wiec trzymajcie za nas kciuki.

Mama: Oczywiście, ze będziemy trzymać. Zadzwoń od razu jak tylko sie dowiesz.

Ja: Dobrze. Zadzwonię.

Mama: Wzięłaś wszystko?

Ja: Tak. Wszystko mam.

Tata: Rzeczy Sweetie?

Ja: Tak. Wszystko jest.

Mama: Jakby ci czegos brakowało to dzwon.

Ja: Dobrze. Na mnie juz czas. Pa. Postaram sie przyjechać jak najszybciej.

Mama: Ucz się.

Ja: Tak wiem.

Tata: I szczęścia z Louisem.

Ja: Dziekuje.

Mama: To pa.

Tata: Pa.

Ja: Do zobaczenia.


Poszłam na odprawę i chwile pozniej juz siedziałam w samolocie. Zapielam pasy i wystartowaliśmy. Tak sie cieszyłam, ze zobaczę Louisa, ze nie mogłam zasnąć. Cały lot przesiedzialam patrząc w okno. Kocham ten widok, gdy lecisz ponad chmurami i patrzysz w dół na chmury, które wyglądają jak puchowa pierzyna przykrywająca cały świat. Gdy tak lecisz, z góry wszystko jest takie maleńkie. W niecałą godzinę byłam w Londynie. Wysiadlam z samolotu, odebrałam bagaż i Sweetie i usiadlam na ławce, gdzie czekałam na Agatę i Perrie. Po kilku minutach zobaczyłam je, zerwalam sie z miejsca i ze wszystkimi rzeczami pobiegłam w ich stronę. Odlozylam wszystko i mocno je przytulilam.


Perrie: Ej, Caroline to były tylko dwa tygodnie.

Ja: Wiem, ale tak sie ciesze, że nareszcie znowu będziemy razem. Wszyscy w ósemkę i nikt więcej.

Agata: Tak. Nareszcie.

Perrie: To jedziemy do domu bo juz 9, a o 10 macie być w szkole.

Ja: A o 16 wracają chłopcy. Nareszcie.

Perrie: To chodzmy.


Wsiadlysmy do auta I popedzilysmy do domu. Szybko z Agata przebralysmy się i znowu wskoczylysmy do auta Perrie. Jak dobrze, ze chociaż ona ma prawko i chce jej sie nas wozić. Dojechalysmy pod szkole 15 minut przed 10. Wyciągnęłam Sweetie, zapielam jej szelki i usiadlysmy na schodach pod budynkiem.


Ja: Strasznie sie boje. A co jesli mnie nie przyjmą?

Agata: Ciebie przyjmą na pewno. Gorzej ze mną.

Ja: Agata przestań tak mówić i myśleć.

Perrie: Moglybyscie mówić po Angielsku? Nic nie rozumiem z waszej kłótni.

Ja: A tak. Przepraszam Perrie, ale jestem tak zestresowana, ze całkiem zapomniałam, ze muszę mówić po angielsku.

Agata: A ja juz mam taki automat, ze słyszę Polski to mowie po polsku, a jak słyszę angielski to po angielsku.

Perrie: Domyślam sie, ze chodziło o szkole, wiec mam wam coś do powiedzenia. Jeszcze nigdy nie widziałam osób zzagranicy, które tak dobrze i płynnie mówiłyby po angielsku. Wasze oceny również są świetne, wiec nie widze ani jednego powodu, żeby odrzucić wasze podania. A teraz szybko do środka. Ja poczekam tutaj.


Jak na rozkaz wstalysmy i ruszylysmy w kierunku drzwi. Wzielysmy głęboki oddech, spojrzalysmy na siebie, głośno wypuscilysmy powietrze i otworzyłysmy duże drzwi. Po przekroczeniu progu naszym oczom ukazał sie ogromny tłum.


Ja: No pięknie.

Agata: Tylko nie mów mi, ze te wszystkie osoby składały podanie do tej szkoły.

Ja: Niestety myślę, ze to prawda.

Agata: Wiesz, ze znowu mówimy po polsku i wszyscy patrzą sie na nas jak na idiotki.

Ja: Taa. Ale spójrz na to z drugiej strony. Mozemy ich wszystkich zwyzywac i gadać jakies pierdoły, a oni i tak nie zrozumieją.

Agata: Tak. Masz racje. Chyba to polubie.


Rozesmialysmy sie. W tym momencie naszym oczom ukazał sie wysoki, przystojny mężczyzna w wieku około 35 lat.


On: Witam serdecznie wszystkich, którzy tu przyszli. Informacja dla tych, ktorzy jeszcze tego nie wiedza, jestem dyrektorem tej szkoly. Dla niektórych dzisiejszy dzień bedzie dniem cudownym, a dla innych bardzo smutnym. No cóż nie będę dużo gadać. Z większością osób spotkam sie na rozpoczęciu, a na pogaduchy będziemy mieli kilka lat, wiec na pewno zdążycie jeszcze ze mną porozmawiać. Na salach wiszą kartki z nazwa kierunku. Odnajdzcie sale i wejdzcie do środka. Na korkowej tablicy będą wisieć listy osób przyjętych, osób na liście rezerwowej oraz nazwiska osób, które maja sie zgłosić do mnie jeszcze dzisiaj. To tyle z mojej strony. Gratuluje wszystkim i do zobaczenia we wrześniu.


Wszyscy zaczęli przepychać sie w kierunku sal, szukając kartki z odpowiednim napisem. Wbieglysmy do odpowiedniej sali jako jedne z pierwszych osób i podbieglysmy do wiszących kartek. Postanowiłyśmy polecieć od listy osób, które maja zgłosić sie do dyrektora. Nie było nas tam. Następnie lista rezerwowa. Przeszukalysmy ja dwa razy...i...tam...tez nie było naszych nazwisk. Teraz miałyśmy juz tylko 50% szansy. Albo tak, albo nie. Jechałam palcem po liście i w końcu znalazłam. Nazwisko Agaty było na liście. Ucieszyłam sie i pokazałam Agacie. Teraz czas na mnie. Powoli jechałam palcem po liście. Przeszukalam listę dwa razy i nic. Zrezygnowana i smutna przejechalam ostatni raz palcem po liście...i...jest! Jest moje nazwisko na liście! Przyjęli mnie! Przyjęli nas! Niech tylko chłopcy sie dowiedzą. Rzucilysmy sie sobie w ramiona. Popedzilysmy do Perrie, która pewnie niecierpliwila sie na schodach. Uspokoilysmy sie, chcąc zrobić jej niespodziankę. Udając smutne wyszlysmy z budynku. Gdy tylko Perrie nas zobaczyła zerwała sie z miejsca i podbiegła do nas.


Perrie: I jak wam poszło?

Ja: Wiesz Perrie, życie bywa czasem okrutne...

Perrie: Ooo. Tak mi przykro. Chocmy na kawę.

Agata: Ale nasze życie nie jest okrutne.

Ja: Jest wręcz cudowne. Nie można nawet marzyc o niczym więcej.

Perrie: Boże nie straszcie mnie więcej. Mówiłam, ze nie ma co panikować, ze na pewno sie dostaniecie. Mówiłam! Ale kawa nadal aktualna.

Ja: No pewnie.


Wzięłam smycz od Perrie i  poszłyśmy do kawiarni za rogiem. Usiadlysmy przy stoliku rozmawiałyśmy i smialysmy sie. Ja i Agata zadzwonilysmy do rodzicow, zeby przekazac im dobre wiesci. Pijac kawę, kontem oka dostrzegłam przy stoliku obok Eleanor i Daniell. Chcąc, nie chcąc uslyszalam ich rozmowę.


Eleanor: Nienawidzę tej suki- powiedziała zerkając za mnie.

Daniell: Nie przejmuj sie nią. Jesteś od niej tysiąc razy lepsza.

Eleanor: Przyjechała sobie z Polski i zabiera mi Louisa.

Daniell: Przecież to ty z nim zerwalas.

Eleanor: Nie pierwszy raz. To był mój sposób, żeby trzymać go przy sobie. Zrywalam z nim i mówiłam, ze to jego wina, ze nie ma dla mnie czasu. Na następny dzień przychodził do mnie, przepraszał, zabierał a zakupy i kupował ciuchy, tyle ile tylko chciałam. Ostatnim razem, na moje nieszczęście była z nim ta suka i zostawił mnie. Ale to nie koniec. Nie pozwolę na to. Mam teraz cudowny sposób na to, żeby do mnie wrócił i juz nigdy nie zostawił.

Daniell: Mów szybko!

Eleanor: Spokojnie. Dowiesz sie niedługo, a zaraz po tobie Lou i reszta świata.

Daniell: To co zbieramy sie?

Eleanor: Tak. Najwyższy czas. Muszę jeszcze iść do lekarza. Idziesz ze mną? Po drodze zdradzę ci część mojego planu.

Daniell: No pewnie.


Odeszły od stolika i poszły. Eleanor, rzuciła mi wredne spojrzenie i chamsko sie uśmiechnęła.


Perrie: O co jej chodzi?

Ja: Nie wiem, ale chce mi zabrać Louisa.

Agata: Co za suka. Chyba jej wyjebie.

Ja: To nic nie da.

Perrie: Musisz powiedzieć Louisowi.

Ja: Tylko nie wiem jak mu to powiedzieć, żeby nie myślał, ze jestem o nią zazdrosna.

Perrie: Będzie dobrze.

Agata: Juz 15:30. Za chwile będą chłopcy.

Perrie: To juz do auta. Szybko, szybko.

Ja: Miliony fanek pewnie juz czekają. Ciekawe jak sie dopchamy do chłopaków.

Agata: Damy radę. Paul jak zawsze nam pomoże.


Poszłyśmy do auta. Wzięłam Sweetie na kolana, żeby nie marnować czasu i popedzilysmy na lotnisko. O 15:50 byłyśmy na miejscu. Rzeczywiście było pelno fanek. Ubralysmy okulary. Spuscilam głowę w dół tak, ze włosy zasłaniały mi twarz. Nie chciałam, żeby wszyscy robili mi zdjęcia. Byłam zwykłą dziewczyna. Nie chciałam, żeby wszyscy robili sensacje tylko dlatego, ze jestem jego dziewczyna. Przedarlysmy sie przez tłum fanek i podeszlysmy do ochroniarzy. Po chwili Paul, jeden z ochroniarzy powiedział nam, ze chłopcy właśnie wylądowali. Serce zaczęło nic mi mocniej. Po chwili wyszli przez duże drzwi. Zobaczylam go. Był uśmiechnięty jak zawsze ale gdy mnie zobaczył jego radość przeszła w euforię. Szturchnął Zayna i Liama, zostawił wszystko i podbiegł do mnie. Zayn pobiegł do Perrie, a Liam do Agaty. Widziałam ich radość. Chciało mi sie płakać ze szczęścia. Wtulilam sie w Louisa i zachłannie wpilam się w jego wargi.


Ja: Tak bardzo tęskniłam.

Lou: Ja też. Liczyłem dni do naszego spotkania i w końcu nadszedł ten dzień. Nareszcie cię widze, mogę przytulic i pocałować.


Podniósł mnie, przytulił mocno i zakręcił kilka razy. Gdy mnie postawił, złożył na moich ustach gorący pocałunek. Spojrzał na Sweetie.


Lou: Część maleńka. Mam nadzieje, ze opiekowalas sie Caroline.

Ja: Była lepsza niż jakikolwiek ochroniarz.


Oboje przytulilismy Sweetie, a ona słodko i radośnie zaszczekala.


Ja: Dobra Lou. Będziemy mieli cale tygodnie dla siebie, a tutaj są fanki, które dniami i nocami marzą o tym żeby cię dotknąć. Idź do nich.

Lou: Ale...

Ja: Proszę. Zrób to dla mnie. Wiem ile to dla nich znaczy.

Lou: Pójdziesz ze mną?

Ja: One chcą widzieć ciebie, a nie mnie i nie chce byc w centrum uwagi. To wy jesteście najważniejsi.

Lou: No dobrze ale za chwile wracam.

Ja: Będę czekać. Idę sie przywitać z resztą.


Lou poszedl do fanek, które były wniebowziete gdy zobaczyly, ze do nich idzie. Podeszłam do Paula i poprosiłam go o chwilowe popilnowanie Sweetie, a nastepnie poszłam przywitać sie z Harrym i Nallem.


Harry: Caroline!

Niall: Cześć mała.


Przytulilam ich.


Ja: Cześć chłopaki. Jak trasa?

Niall: Męcząca ale cudowna.

Harry: Tak. Niesamowite przeżycie. Apropos przeżyć-sciszyl glos i powiedział szeptem-Lou juz wrócił, macie dzisiaj cały dzień wiec...

Ja: Tak, tak Harry. Wiem o co chodzi. Daruj sobie szczegóły.

Niall: O co chodzi?

Harry: Dowiesz sie dzisiaj w nocy albo w najblizszym czasie.

Ja: Idźcie juz lepiej do fanek.


Poszlam jeszcze przywitać Liama i Zayna co chwile spuszczając lub odwracając głowę od reporterów i błysków fleszy. Później stanelysmy w trójkę i cierpliwie czekalysmy aż fanki skończą robić sobie zdjęcia i prosić o autografy. Po pół godzinie skończyło sie. Reszta zawiedzionych fanek, które nie zdążyły odeszły, a wraz z nimi paparazzi. Zostały dwie dziewczyny mniejwiecej w moim wieku. Wołały Louisa. Nie mogłam im tego zrobić. Nie mogłam im zabrać idola.


Ja: Lou. Wołają cię. Nie pójdziesz?

Lou: Stesknilem sie za toba i chce ci poświęcić jaknajwiecej mojego czasu.

Ja: Wiem. Ja też chciałabym mieć cię tylko dla siebie ale muszę sie dzielić z fankami. Proszę cię. Ostatnie zdjęcie. One cię kochają. Nawet w połowie nie tak mocno jak ja ale jednak kochają. Nie możesz ich zawieść.

Lou: No dobrze ale idziesz ze mną.


Chwycił mnie za reke i podeszliśmy do dziewczyn. Gdy zobaczyly, ze Lou do nich idzie bardzo sie ucieszyły.


Lou: Część wam.

Dziewczyna 1: O mój Boże to naprawdę on. To Louis Tomlinson.

Dziewczyna 2: O Boże! Kocham cię Lou.


Po tych słowach dziewczyna lekko sie zaczerwienila i popatrzyła na mnie.


Ja: Spokojnie. Rozumiem, ze miliony dziewczyn kochają mojego Lou i muszę to zaakceptować. Każdy z nas mial kiedys idola w którym się podkochiwal.

Dziewczyna 2: Tak. Masz racje.

Dziewczyna 1: Mozemy sobie zrobić z toba zdjęcie Lou?

Lou: Pewnie.


Pstryk, pstryk.


Dziewczyna 2: Caroline. Pozwolisz?

Ja: Chcecie ze mną zdjęcie?

Dziewczyna 1: Pewnie. Jesteś taka mila i śliczna.

Ja: Dziekuje wam.

Dziewczyna 2: Tak jestes fajna. Zupelnie inna niz Eleanor. Ona nie chciala sie dzielic Louisem. Uważała, ze jest tylko jej. Przepraszam Lou jesli cie urazilam ale tak to wyglaxalo z punktu widzenia fanek.

Lou: Nie urazilas mnie. Niestety taka byla prawda. Ale nie wracajmy do tego. Teraz mam Caroline i nie chce wspominac Eleanor.


Stanęłam przy dziewczynach. Lou stal po środku, ponieważ kazda z nich chciała go dotknąć. Lou dal im jeszcze autografy do zeszytów. Pożegnaliśmy sie z nimi i poszliśmy.


Ja: Nie ma nic cudowniejszego niż to, ze pomogłeś spełnić marzenia dwóch nastolatek.

Lou: Teraz juz wiesz czemu tak bardzo to kocham.


Podeszliśmy do reszty.


Harry: To co robimy? Wracamy do domu? - spojrzał na nas i zabawnie poruszył brwiami rak żeby reszta nie widziała.

Niall: Jedzmy coś zjeść.

Zayn: Dobry pomysl.

Ja: To jedźmy.


Odebralam Sweetie od Paula i podziękowałam mu za opiekę nad szczeniakiem. Wsiedliśmy do busa, ktory przyjechał po chłopaków i pojechaliśmy do restauracji coś zjeść. Nie ukrywam, ze byłam strasznie glodna. Pojechaliśmy oczywiscie do Nando's. Po zjedzonym posiłku pochodzilismy jeszcze trochę po miescie i około 19 postanowiliśmy wrócić do domu. Tym razem pojechaliśmy do domu chłopaków. Na szczęście wzięłam do torebki kopertę, która dwa tygodnie temu dały nam fanki. Weszliśmy do budynku i wszyscy padli na kanapę. Louis usiadł w dużym, wygodnym fotelu, a ja usiadłam na jego kolanach i wtulilam sie w jego tors.


Ja: Mam coś dla was. Nie ode mnie. Od waszych fanek.


Podałam kopertę Louisowi. Otworzył ja i wyciągał po kolei koperty i rozdawał je chłopakom.


Lou: To dla ciebie Zayn, Liam to twoje, Niall, Harry, ta dla mnie i ostatnia dla nas wszystkich.

Harry: Jesteś najstarszy Lou. Otwieraj tą wspólną kopertę.

Lou: No dobrze. Wiec tak. W środku jest rysunek nas wszystkich-pokazał obrazek, ktory był śliczny- i list do nas.

Zayn: To czytaj głośno.


Louis odczytał głośno list. Były w nim opisane wszystkie ważne momenty w życiu chłopaków, jak te dziewczyny zostały Directioners oraz za co kochają chłopców, a na końcu prośbą o obserwowanie na twitterze, podały swoje loginy. Poprosiły również o możliwe odpisanie i podały adres.  Po przeczytaniu, każdy z chłopaków zabrał sie za otwieranie swojej koperty. Kazdy dostal swój portret oraz list, w którym było opisane, za co kochają danego chłopaka oraz co najbardziej w nim lubią.


Ja: Chyba czas na spełnienie kolejnego marzenia.

Liam: Masz racje Caroline.


Każdy z nich wyciągnął telefon, wszedł na twittera, napisał podziękowania dla dziewczyn i przy ich loginach nacisneli "follow". Później Harry pobiegł po ładną, ozdobna kartkę i wspólnymi siłami, w ósemkę, napisaliśmy list z podziękowaniami i odpowiedziami na zadane pytania. To wszystko zajęło nam dużo czasu. Było juz po 21. Postanowiłam pojsc jeszcze ze Sweetie na spacer. Miałyśmy dzisiaj spać u chłopców, wiec nie przejmowalam sie, ze jest późno. Na dworze było ciepło, wiec nie ubieralam bluzy. Złapałam za reke Louisa, ktory uparł sie, ze pójdzie ze mną. Przeszliśmy sie chwilkę i wróciliśmy do reszty, bo Harry zaproponował oglądanie filmu. Przez cala drogę myślałam o czym mówiła Eleanor ale nie mogłam zrozumieć co ona kombinuje. Stwierdziłam, ze narazie nie powiem nic Lou, bo sama nie wiedzialam o co chodzi i co o tym wszystkim myśleć. Wróciliśmy do domu. Dałam małej jeść i pic. Usiedliśmy wszyscy na kanapie. Harry z Niallem przygotowali przekąski.


Lou: Caroline! Agata! Całkiem zapomniałem! Jak wam dzisiaj poszło? Dostalyscie sie?


Spojrzałam porozumiewawczo na Agatę. Kiwnela głową na znak, ze zrozumiała o co mi chodzi.


Ja: Wiecie. W życiu nie można mieć wszystkiego.

Agata: Los czasem bywa okrutny.


Wszyscy (oprócz Perrie) patrzyli na nas z przerażeniem.


Ja: Ale nasze życie jest cudowne. Przyjęli nas. Zostajemy w Londynie.


Wszyscy po kolei przytulili nas i pogratulowali.


Lou: Mamy coś na tę specjalną okazję.


Liam przyniósł szampana, a Zayn kieliszki. Liam otworzył butelkę i nalał każdemu jednakową ilość.


Lou: Za naszą przyjaźń. Żeby trwała na wieki. Za nas wszystkich i za miłość.

Li: I oczywiscie za Agatę i Caroline.


Podnieśliśmy kieliszki, wypiliśmy ich zawartość i wlaczyismy film. Po około pół godzinie poczułam okropne zmęczenie i senność. Nie chciałam jednak przeszkadzać reszcie, wiec tylko wtulilam sie w Lou, zamknęłam oczy i zasnęłam.


~ Perspektywa Louisa ~


Film sie skończył. Spojrzałem na Caroline. Zasnęła. Spala tak słodko, ze nie miałem serca jej budzić. Miała dość mocny sen, wiec pożegnałem sie ze wszystkimi, wziąłem Caroline na ręce, zawołałem Sweetie i poszedłem do mojego pokoju. Czulem sie, jakbym trzymal w rekach prawdziwy skarb, ktory przy moim jednym niewlasciwym ruchu moglby sie tozsypac na milion kawalkow. Nie wiedziałem czy chciałaby, zebym ją przebrał, wiec położyłem ja do łóżka w ubraniu. Poszedłem do łazienki i 15 minut pozniej byłem spowrotem. Moim oczom ukazał sie przepiękny widok, a mianowicie uroczo śpiąca Caroline i wtuloną w nią Sweetie. Uśmiechnąłem sie do siebie. Tak bardzo ja kochałem. Nigdy nie pozwolę, by coś jej sie stało. Położyłem sie obok nich, przykrylem kołdrą i z uśmiechem na ustach zasnąłem przy moim największym skarbie.


___________________________________________________
___________________________________________________

Macie kolejny rozdział. Agatko moja kochana wrzucam tak jak obiecałam jeszcze dzisiaj. Obiecałam, że w kolejnych rozdziałach bedzie sie działo, wiec macie szatańską Eleanor. Jak myślicie. Bardzo namiesza? Rozbije związek Karoliny i Louisa? Przekonacie sie w kolejnych rozdziałach, które pojawia sie niedługo. Przepraszam za wszystkie błędy i za to, ze nie zmieniłam czcionki ale byłam szantarzowana przez przyjaciółkę, ze mam wrzucić dzisiaj rozdział i nie mialam na to czasu. Poprawie wszystko jutro. Mam nadzieję, ze ten rozdział sie wam spodobał. KOMENTUJCIE!!!

środa, 2 stycznia 2013

Rozdzial 13

Obudziłam się o 9 z ogromnym bólem głowy. Polezalam jeszcze chwile rozmyślając nad wczorajszym wieczorem. Kocham Louisa ale wydaje mi się, ze to wszystko dzieje się za szybko. Przecież znamy się niecałe dwa tygodnie, a juz prawie uprawialiśmy seks. Chyba musimy przystopować. Byłam trochę pijana i jeszcze te wszystkie pozytywne emocje, które mnie przepelnialy. Głowa bolała mnie coraz mocniej. Poszłam ze Sweetie na dół. Nasypałam jej karmy i wzięłam aspirynę i zjadłam śniadanie. Później poszłam do pokoju, Ubrałam się i poszłam z małą na spacer. Chodzilysmy dobrze znanymi alejkami. Rozmyslalam jeszcze trochę i doszłam do wniosku, ze gdyby Harry nam wczoraj nie przeszkodził i zrobilibyśmy to, nie zalowalabym. Jeśli będziemy mieli okazje to zrobię to. Jestem gotowa. Kocham Louisa ponad życie. Chce z nim być juz do końca moich dni i jeśli on będzie chciał tego samego to nie pozwolę, żeby ktokolwiek nam przeszkodził. Pobawiłam się jeszcze ze Sweetie i musiałyśmy wracać do domu bo musimy się jeszcze spakować. Weszłam do domu. Dziewczyny juz nie spały. Siedziały przed telewizorem, jadły kanapki i piły kawę.


Ja: Część śpiochy.

Perrie: Hej Caroline.

Agata: Część. Jak się spało?

Ja: Dobrze, a wam?

Agata: Dobrze.

Perrie: Dobrze. O której macie samolot?

Ja: O 15.

Perrie: To wio na gore i pakować się. Na co czekacie? Juz po 11.

Agata: Juz idziemy. Spokojnie. Jak się spoznimy to polecimy następnym.

Perrie: Dobra to wy się pakujcie, ja zabiorę swoje rzeczy i zawiozę was na lotnisko.

Ja: Nie musisz. Pojedziemy taksówką.

Perrie: Nie ma gadania. Muszę się wam jakos odwdzięczyć za goscinnosc.

Agata: Dobra. Jak tam chcesz.


Poszłyśmy na gore. Miałyśmy lecieć do Polski na dwa tygodnie i musiałam wziąć trochę ciuchów i butów. Jakimś cudem udało mi się zmieścić do jednej dużej walizki. Poszlam jeszcze do łazienki odświeżyć się, pomalować i ubrać świeże ubrania. Przed 14 byłyśmy gotowe. Wszystkie walizki i transporter były zniesione, a rzeczy Sweetie spakowane. Zanioslysmy wszystko do auta i pojechałyśmy. Na lotnisku byłyśmy o 14:20.

Ja: Dziękujemy Perrie.

Perrie: To ja wam dziękuje za cudowne dni spędzone z wami i za to, że mnie zaprosiłyście.

Agata: Nie ma za co. Jesteś naszą przyjaciółką.

Ja: Musimy juz iść. Do zobaczenia za dwa tygodnie.

Agata: Napisz czasami.

Perrie: Będę pisać codziennie. Bawcie się dobrze. Paa.

Ja: Pa Perrie.

Agata: Do zobaczenia.


Przytulilysmy ja i poszłyśmy na odprawę. O 14:50 siedziałyśmy juz w samolocie i czekalysmy na start. Napisałam tacie, ze niedługo startujemy i zeby kolo 16 czekali na lotnisku. Punktualnie o 15 wystartowaliśmy. Przytuliłam się do okna, a Agata do mnie i zasnelysmy. Gdy się obudzilysmy byla 15:45. Stewardesy chodziły po pokładzie i informowały, ze zaraz będziemy lądować i prosiły o zapięcie pasów. Piec minut pozniej odebralysmy bagaże i Sweetie i szukalysmy moich rodziców. Po chwili zobaczyłyśmy mojego tatę i mamę Agaty. Pobieglysmy do nich.


Ja: Część tato. Dzień dobry pani.

Agata: Hej mamo. Dzień dobry panu.

Tata: Część dziewczyny.

Mama Agaty: Część. Jak się leciało.

Agata: Dobrze. Przespalysmy cały lot.

Tata: To fajnie. Karola?

Ja:  Kurcze juz nikt tak do mnie nie mówi. Zdążyłam się odzwyczaić. Co się stało?

Tata: Ty masz psa?


Popatrzyłam się na Agatę i obie cicho zachichotalysmy.


Ja: Tak. Zapomniałam wam powiedzieć. To długa historia. Opowiem wam w domu. Jedziemy?

Tata: Tak. Chodźmy do auta.


Poszliśmy na parking i pojechaliśmy do domu. Po drodze odwiozlysmy Agatę i jej mamę (mieszkają dwa domy przed nami) i pojechaliśmy do nas. Tata wziął moja walizkę, a ja swoja torebkę i Sweetie. Gdy tylko weszliśmy do domu mama podbiegła do drzwi i rzuciła mi się na szyję.


Mama: Część kochanie. Tęskniłam.

Ja: Część. Ja też tęskniłam.

Mama: Ty masz psa?

Ja: Tak. Opowiem wam wszystko za chwilkę. Idę się rozpakować i za chwile schodzę.

Tata: Dobrze. Chcesz coś zjeść?

Ja: Nie, dziękuje ale zrób mi kakao dobrze.

Tata: Ok.


Poszlam do siebie do pokoju. Wszystko leżało tak jak to zostawiłam. Nawet książki były nieruszone. Powkladalam ubrania do prawie pustych szafek w garderobie. Wypuściłam Sweetie wzięłam jej miski i karmę i zeszlysmy na dół.


Tata: Proszę masz tu kakao.

Mama: Jejku jaka ona jest słodka.

Tata: No cóż. Trudno zaprzeczyć. To opowiadaj jak to się stało, ze ja masz.

Ja: No wiec opowiem wam w bardzo dużym skrócie. We wtorek to jest 10 lipca Louis zabrał mnie w piękne miejsce, przygotował dla nas romantyczna kolacje i z okazji moich urodzin dal mi dwa prezenty jednym jest piękny naszyjnik, a drugim właśnie Sweetie.

Tata: Ale przecież urodziny miałaś wczoraj, a nie we wtorek.

Ja: Daj mi dokończyć. Louis pospieszył się z prezentem ponieważ w środę musieli juz być w Paryżu, a w czwartek zaczęła im się trasa i mieli pierwszy koncert. Jak tylko pojawi się nagranie z koncertu to pokaże wam co ten mój wariat wymyślił. A tak w ogóle to przyszedł na moje urodziny.

Mama: Jaki on romantyczny. Masz szczęście.

Tata: A niech cię tylko ten gwiazdorem skrzywdzi to ja juz mu pokaże.

Ja: Tato! Nie mów tak. On jest słodki, kochany i opiekuńczy. Nigdy by mnie nie skrzywdził.

Mama:  No skoro tak mówisz. Ja ci wierzę. Musicie przyjechać tu kiedyś razem.

Ja: Dobrze. Wy też mnie odwiedzcie. Mam nadzieje, ze po 15 latach jeszcze pamiętacie jak się mówi po angielsku.

Mama: Skarbie. Wychowałam się w Anglii. Nie mogę zapomnieć tego języka.

Tata: Mieszkaliśmy tam razem z mama przez 5 lat wiec też coś jeszcze pamiętam.

Ja: Dlaczego zdecydowaliście się tu przeprowadzić gdy miałam się urodzić.

Mama: Tam miałam tylko Meredith do pomocy, a ona była wtedy bardzo młoda. Była w twoim wieku wiec chodziła do szkoły i nie mogłaby być cały czas przy nas, a tata pracował. Postanowiliśmy przyjechać tu, do Warszawy. Miałam tu do pomocy rodziców moich i taty. Zawsze mogłam na nich liczyć. Bardzo mi pomogli.

Ja: Gdybyście zostali w Angli, moje życie byłoby zupełnie inne. Cieszę się, ze postanowiliście wrócić.

Tata: My też. I spokojnie dogadamy się z tym twoim Louisem.

Ja: Nie wątpię.

Mama: Przygotuje kolacje.

Tata: Ja ci pomogę.

Ja: Pomoc wam?

Mama: Nie trzeba. Dzisiaj jesteś wolna.

Ja: W takim razie idę ze Sweetie do parku.

Tata: Nie bądź za długo.

Ja: Dobrze. Za pól godzinki będę w domu.


~ Perspektywa Agaty ~


Ja: Cześć tato. Juz jesteśmy.

Tata: Cześć skarbie. Chodź do jadalni. Przygotowałem kolacje.

Mama: Jak pięknie pachnie.

Ja: Jejku! Tato! Pierogi!

Tata: Twoje ulubione.

Ja: Z jagodami?

Tata: Noom.

Ja: Dziękuje ci. Jesteś kochany.

Tata: Szkoda, ze tylko wtedy jak zrobię pierogi.

Ja: Oj przestań się wygłupiać. Wiesz dobrze, ze cię kocham.


Pocałowałam tatę w policzek i usiedliśmy do stołu.


Ja: Muszę wam cos powiedzieć.

Tata: No słuchamy.

Ja: Pamiętacie jak ciągle mówiłam wam o One Direction i jaki Liam Payne jest cudowny?

Mama: Tak. No i co z tego.

Ja: No wiec Karolina zapoznała mnie z nimi.

Mama: A skąd ona ich zna?

Ja: Przecież jest dziewczyna Louisa Tomlinsona z One Direction. Na jakim wy świecie żyjecie? Przecież dlatego tam pojechałam tak nagle, a poza tym w Internecie jest pelno ich zdjęć. No ale wracając do Liama. On na prawdę jest słodki i uroczy i na żywo jest jeszcze piękniejszy. I tylko mój.

Tata: Jak to tylko twój?

Ja: No bo my...my...jesteśmy razem.

Mama: Oj skarbie. Jesteś pewna, ze to dobry pomysł.

Tata: Ja bym tam nie ufał żadnej rozpieszczonej gwiazdeczce. Wykorzysta cię i zostawi.

Mama: Oj przestań. Nie to miałam na myśli. Po prostu nie jestem pewna czy wasz związek przetrwa taką ogromna próbę. Większość związków na odległość bardzo szybko się rozpada.

Ja: Juz mam na to rozwiązanie. Chce złożyć papiery w szkole w Londynie i tam zamieszkać.

Tata: Skarbie. Wybacz, ale nie stać nas na to, żeby kupic ci mieszkanie w Londynie.

Ja: No właśnie nie musicie.

Mama: Nie będziesz spać pod mostem.

Tata: U tego chłopaka też nie.

Ja: Wiem.

Tata: Wiec co wymyslilas?

Ja: Karola ma w Londynie dom i zaproponowała, żebym z nią zamieszkała. Proszę. Zgodzcie się.

Tata: Nie możesz być na jej utrzymaniu.

Mama: Zastanowimy się jeszcze i porozmawiamy z jej rodzicami.

Ja: Dziękuje.

Tata: Przecież nie powiedzieliśmy tak.

Ja: Wiem, ale nie powiedzieliście też nie, czyli jest nadzieja. Jestem zmęczona. Idę spać. Dobranoc.

Tata: Słodkich snów.

Mama: Dobranoc.


~ Perspektywa Karoliny ~


Pochodziłam ze Sweetie po bardzo dobrze znanych mi alejkach. Chodziłam tu z rodzicami gdy byłam mala. Zawsze przychodziłam tu z Agatą. Siedziałam na tym mostku gdy byłam smutna. Leżałam pod tym drzewem gdy byłam wesola. Na tej ławce pierwszy raz się calowalam. Wszystkie wspomnienia wróciły. Czas wracać. Gdy weszłam do domu poczułam cudowny zapach.


Ja: Czyżbym czuła moje ulubione ciasteczka francuskie.

Tata: Yhy.

Ja: Dziękuje wam. Mniam. Juz tak dawno ich nie jadłam.


Zjedliśmy wszystkie 50 ciasteczek. Porozmawiałam jeszcze chwile z rodzicami, ale po pewnym czasie zmęczenie było silniejsze ode mnie.


Ja: Bardzo was przepraszam, ale jestem strasznie spiaca.

Mama: Dobrze kochanie. Idź spać. Dobranoc.

Tata: Dobanoc.

Ja: Dobranoc.


Poszłyśmy ze Sweetie do mojego pokoju. Umyłam się, przebrałam w piżamę i położyłam ze Sweetie. Napisałam do Louisa
" Jesteśmy w Polsce. Jeszcze raz dziękuje za wczoraj. Kocham i tęsknię <3".
Zamknęłam oczy i od razu zasnęłam.


________________________________________________________________________________
________________________________________________________________________________

Wybaczcie, że długo nie dodawałam ale rozumiecie święta i jeszcze urodziny Lou więc tak jakoś wyszło, że dodaję dzisiaj. Przepraszam znowu nudny ;/ ale jak chłopcy wrócą z trasy to obiecuję, że będzie się działo.