piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział 15

Obudziłam sie wtulona w Louisa. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, ze jesteśmy u mnie w łóżku, a nie na dole na kanapie. Pocalowalam go w policzek.


Ja: Dzien dobry kochanie.

Lou: Cześć skarbie. Jak sie spało?

Ja: Cudownie. Przyniosles mnie?

Lou: Tak. To zle?

Ja: Nie, dobrze, dobrze tylko zastanawiam sie jak przyniosles takiego klocka nic sobie nie zrobiłeś.

Lou: Oj przestań. Jesteś leciutka.

Ja: Taa. Pewnie.

Lou: Koniec tematu. Idź sie ubierz, a ja idę zrobić sniadanie.
Ja: Ty ostatnio robiles. Teraz moja kolej.

Lou: Nie ma mowy. Ty sobie odpoczywasz.

Ja: Musisz być takim uparciuchem.

Lou: Może uparciuch ale twój.


Podszedł do mnie, pocalowal w policzek, ubral swoje długie dresowe spodnie w kratkę i zszedł na dół. Tak bardzo go kocham. Wtedy przypomniałam sobie o Eleanor. Co ja jej takiego zrobiłam? Co zrobił jej Louis, ze tak go skrzywdziła. Poszlam sie ubrać i zeszłam na dół. Wszyscy byli juz po śniadaniu i siedzieli na kanapie. Niall oczywiscie sterczal przy lodówce. Harry właśnie wrócił ze spaceru ze Sweetie. Usiadłam przy blacie i zabrałam sie za śniadanie, które przygotował Lou. Po posiłku dosiedlismy sie do reszty. Po chwili, oglądając telewizje i co chwile śmiejąc sie, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Harry poszedl otworzyć. Usłyszeliśmy rozmowę Hazzy z przybyszem.


Harry: Nie chce cię tu widzieć. Mało namieszalas w naszym życiu? Mało bólu jeszcze nam zadałaś? On jest szczęśliwy. Odejdź i nigdy więcej tu nie przychodź.


Po glosie rozpoznalam, ze to Eleanor. Zapadła chwila milczenia.


Eleanor: Harry! Ty nie rozumiesz. Ja muszę z nim porozmawiać. Lou! Muszę ci coś powiedzieć. Proszę!


Spojrzałam na Louisa, był smutny i po jego nminie widziałam, ze nieustannie bije sie z myślami.


Harry: On nie chce z toba rozmawiać. Idź już.

Lou: Nie Harry. Wpuść ją.

Harry: Ale Louis...

Lou: Powiedziałem wpuść ją.


Wszyscy patrzyli na Lou szeroko otwartymi oczami. Spojrzałam w stronę drzwi. Eleanor przeszła obok Harrego i rzuciła mu chamskie spojrzenie. Harry popatrzył na mnie pytającym wzrokiem. Unioslam ramiona w geście niewiedzy. Ruchem ust dałam mu do zrozumienia, ze domyślam sie o co chodzi. Eleanor podeszła do Louisa.


Eleanor: Mozemy porozmawiać w cztery oczy?

Lou: Obawiam sie, ze nie mamy o czym rozmawiać. Chyba wszystko juz mi powiedziałaś, a raczej napisałaś.

Eleanor: Proszę cie. Daj mi szanse. To bardzo ważne.

Lou: To mów.
Eleanor: Chciałabym na osobności.

Lou: Tu są tylko moi przyjaciele. Nie mam przed nimi tajemnic i tak sie dowiedzą.


Eleanor spojrzała na nas. Stwarzała pozory smutnej i zawstydzonej ale w jej oczach widziałam te iskrę radości, ze załatwi wszystko za jednym razem. Rzuciła mi chamskie spojrzenie, a pozniej przeniosła wzrok na Louisa.


Eleanor: Będziesz tatą.

Lou: Co takiego?


Wszyscy z niedowierzaniem patrzyli raz na Louisa, raz na Eleanor. Poczułam, ze łzy napływają mi do oczu.


Eleanor: Jestem w trzecim miesiącu ciąży.

Lou: Dlaczego miałbym ci wierzyć. Nie widać po tobie. Nie masz dowodu.


Widziałam, ze nie chciał w to wierzyć, ze to wszystko wydawało mu sie nierealne. Eleanor przebiegle spojrzała na mnie i wrednie sie uśmiechnęła widząc łzy splywajace po moich policzkach. Sięgnęła do torebki i wyciągnęła kopertę, którą podała Louisowi. Lou wyciągnął z niej zdjęcia USG.


Eleanor: To nasze maleństwo. Widzisz. Będziesz tatą. Będziemy mieli dziecko.

Wiedziałam co Louis musi teraz zrobić, ze z nami koniec. Nie mogłam tego wytrzymać. Wstałam, chwycilam cienki sweterek i wybieglam z domu. Na dworze strasznie padało. Biegłam przed siebie. Przez ciągle plakanie nic nie widziałam. Wszystko sie rozmazywalo. Dlaczego tak zareagowamam? Nie chciałam juz więcej widzieć i słyszeć jak Eleanor mnie rani. Nie sądziłam, ze jest aż tak posła i zdolna do takich czynów. Słyszałam jak mówiła Daniell, ze musi iść do lekarza. Mogłam sie domyślić. Niezła z niej aktorka. Usłyszałam za sobą kroki i moje imię wykrzykiwane przez Louisa. Nie chciałam go teraz widzieć. Wiem, ze to nie jego wina ale nie chciałam powiedzieć pod wpływem emocji czegos, czego będę żałować do końca życia. Chciałam porozmawiać z na spokojnie, gdy emocje opadna. Obróciłam sie wciąż biegnąc i zobaczyłam go. Pędził ile sił w nogach, żeby mnie dogonić. Był coraz bliżej. Krzyczał coś. Zatrzymalam sie. Nie mogłam mu uciekać. Dam sobie radę. Nie wybuchne. Chce sie do niego przytulic. Stałam w miejscu. Nagle zobaczyłam jasne światło i uslyszalam krzyk.


Lou: Caroline! Uważaj! Uciekaj!


~ Prespektywa Louisa ~


Biegłem za nią. Chciałem jej powiedzieć, ze miedzy nami nic sie nie zmieni. Nawet jesli to moje dziecko, kocham Caroline i chce być z nią. Zobaczyłem ja. Biegła przed siebie. Zacząłem ja wołać. Nie słyszała lub nie chciała słyszeć. Biegłem coraz szybciej. Krzyczałem, żeby sie zatrzymała i poczekała. Prosiłem ja. Po chwili zatrzymała sie i patrzyła na mnie. Przyspieszylem jeszcze bardziej. Zobaczyłem pedzace auto. Krzyczałem, zeby uciekała. Obróciła sie. Usłyszałem pisk opon. Auto uderzyło w Caroline. Łzy napłynęły mi do oczu. Dobieglem do niej. Kierowca, ktory zatrzymał sie kilkanaście metrów dalej wysiadł z auta i podbiegł do mnie. Wziąłem jej twarz w ręce. Była nieprzytomna, ale oddychala.


Ja: Caroline! Proszę nie zasypiaj! Kocham cię! Niech pan dzwoni po karetkę!


Cały czas kontrolowałem jej stan. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po Harrego. Chciałem narazie żeby nikomu nic nie mówił tylko przybiegł jak najszybciej. Trzymałem Caroline za rękę. Mężczyzna zadzwonił po karetkę. Miała przyjechać w ciągu 5 minut. Po chwili ujrzałem Harrego. Biegł najszybciej jak potrafił. Padł przy mnie zdyszany na kolana.


Harry: Boże! Louis! Co sie stało?!

Ja: Ona biegła. Zawołałem ja. Zatrzymała sie. Kazałem jej uciekać i wtedy...no sam widzisz.


Nie moglem ulozyc poprawnego, skladnego zdania. Poczułem, ze łzy napłynęły mi do oczu. Harry przytulił mnie.


Harry: Będzie dobrze. Wszystko bedzie dobrze. Kazałem Eleanor wracać do domu.

Ja: Dobrze zrobiłeś. Nie mówmy narazie o tym.


Usłyszeliśmy sygnał karetki. Pozwoliłem kierowcy odjechać. Zostawił mi swój numer, przeprosił i pojechał. To nie była jego wina. Sanitariusze wybiegli z ambulansu, doskoczyli do Caroline, położyli ją nosze i wsiedli do karetki. Pojechaliśmy z nimi. Cala drogę trzymałem Caroline za reke. Gdy dojechaliśmy do szpitala poprosiłem Harrego, żeby zadzwonił po resztę. Zabrali Caroline na badania. Po chwili przyjechała reszta. Harry opowiedział im co się stało. Ja nie byłem w stanie. Siedzieliśmy przytuleni czekając na lekarza. Po chwili zobaczyłem go. Podbieglem do niego, a za mną cala reszta.


Ja: Panie doktorze. Co z nią?

Doktor: Ma złamana nogę, rękę i stłuczone żebra. Wyjdzie z tego ale nadal jest nieprzytomna.

Ja: Możemy do niej iść?

Doktor: Tak. Sala nr 24.
Ja: Dziękuję bardzo.


Pędem ruszyłem w stronę sali. Dobieglem do drzwi. Zobaczyłem ja przez okienko. Po cichu wszedłem do sali i usiadłem przy Caroline. Poczułem łzy na moich policzkach. Złapałem ja za rękę. Drzwi do sali sie otworzyły i weszła reszta. Wszyscy delikatnie przytulili sie do niej. Siedzielismy tak w ciszy jakies pol godziny. Nie moglem sobie wybaczyc tego co sie stalo. Obiecalem, ze zawsze ja ochronie i zawiodlem.


Harry: Będzie dobrze. Chodź. Już późno. Wracamy do domu.

Ja: Nigdzie nie jadę. Zostaje z nią. Będę przy niej cały czas.

Harry: W takim razie ja zostaje z toba.

Agata: My też zostajemy.
Perrie: Tak.
Ja: Nie ma sensu, żebyśmy tu wszyscy siedzieli. Jedzcie do domu i odpocznijcie.

Zayn: Dobrze. Macie racje i tak nie pomożemy. Zostaje nam tylko czekać.

Niall: Przywieziemy wam jutro rano jedzenie.

Agata: Do zobaczenia jutro.

Zostałem sam z Harrym. Złączyliśmy po dwa krzesła, głowy położyliśmy na łóżku Caroline. Pielęgniarki przyniosły nam koce i poduszki. Byłem zmęczony. Agata obiecała zajmować sie Sweetie, wiec chociaż o nią byłem spokojny. Zasnąłem trzymając Caroline za rękę.

___________________________________________________
___________________________________________________

Prosze, macie kolejny rozdział. Trochę krótki ale mam nadzieję, że się wam spodobał. Nie poznaje sie. Dodaje rozdział za rozdziałem. Mam nadzieje, ze wam to odpowiada. Mi by odpowiadało więcej komentarzy. Polecajcie mojego bloga. Co myślicie o Eleanor? Co zrobi Louis? KOMENTUJCIE !!!

5 komentarzy:

  1. Super!!! Ale Eleanor jest wredna. Lou ojcem dziecka Eleanor? Nigdy! Rozplakalam sie przy tym rozdziale. Mam nadzieje, ze z Karolina wszystko bedzie dobrze. Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział wywołał masę uczuć. Jest po prostu fantastyczny. Eleonor to po prostu pi**a! Ale mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy.
    Bardzo odpowiada mi to, że tak szybko dodajesz rozdziały, jutro proszę o następny. ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wiedzialam ze ona tak zrobi. Jak czytalam poprzedni rozdzial i jak ona powiedziala o tym lekarzu od razu pomyslalam ze wywinie cos takiego. Ale z tym wypadkiem to zes dowalila nie no xd a twoje obrazenia kogos mi przypomnialy ;* Bardzo dobze ze dodajesz rozdzialy tak szybko xd mam nadzieje ze nastepne beda rownie szybko co te dwa :* wiem ze naciskalam na cb w szkole ale po prostu nie moglam sie doczekac :* a i jeszcze jedno z pewnoscia wygrasz ten konkurs literacki nawet z palcem w nosie xd :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie wciągające,jak samochód uderzył w Caroline to mnie dreszcze przeszły,ale Eleanor to taka typowa suka,a Lou chyba nie zostawi Caroline,nie po tym wszystkim :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja pier*ole totalny bezsens . Jak można wgl pisać coś takiego ? Trzeba mieć fest najebane w głowie . Jakaś popier*dolona jesteś wymyślając coś takiego . ; )

    OdpowiedzUsuń